sobota, 4 kwietnia 2015

Rozdział 6

Nagle poczułam jakby coś wciskało mnie bardziej w łóżko. Powoli otworzyłam oczy. Świeciło się światło wokół całej kabiny. Otworzyłam szerzej oczy i uświadomiłam sobie, że nie jestem już w swoim łóżku tylko w samolocie. Z okna było widać oddalającą się ziemie. Obok mnie siedziała Kasia.
- gdzie jestem?
- jak to nie wiesz? W samolocie na Azara. Twoja babcia prosiła żebyśmy Cie nie budziły.
No jasne, stały trick babci. Po co pytać się kogoś czy coś chce skoro można go przetransportować bez jego woli. Kasia patrzyła na mnie jak na idiotkę.
-walnęłaś się w głowę?
- nie, ale przykułam się wczoraj do łóżka starymi kajdankami żeby nie musieć lecieć. Ale niestety moja babcia ma na wszystko sposób. Ale nie ważne. Pewnie jest z siebie dumna jak paw.- Stewardessa obserwowała nas ukradkiem. Gdybym się wściekała zawiadomiłaby babcie, że mogę spróbować uciec. Znam tą babci zagrywkę zbyt dobrze żeby i tym razem dać się pokonać.
Lot przebiegał spokojnie. No może poza faktem, że Ramona wymiotowała w Łazience. Czasami udawało jej się wrócić do nas na 5 minut. Skok międzygwiezdny był ciężki dla wielu podróżnych z tego, co mogłam zobaczyć. Na mnie jakoś nie zadziałał. Możliwe, że tak byłam wściekła i starałam się w głowie zarysować ogólny plan ucieczki, uwzględniając wszystkie szczegóły, jakie znałam i jakie dopiero miałam poznać, że po prostu zniosłam to jakoś.
Kasia w skrócie opowiedziała mi, co przespałam. Czyli fakt, że babcia miała specjalną przepustkę żeby odprowadzić mnie ( a raczej żeby jej szofer odniósł mnie na rękach do samolotu, a ona tylko Szla obok.  O dziwo nawet się nie obudziłam). Jej rozmowę z pilotami. Fakt, że zapakowała mi moje ulubione ciastka, kupiła mi herbatę, którą podczas mojej rozmowy z Kasią przyniosła stewardessa. Potem jeszcze wspominała jak Rodzice Ramony cieszyli się ze ich córka będzie uczyła się w prywatnej szkole na Azara.
 Kiedy pilot ogłosił, że za 30 minut lądujemy, Stewardessa podeszła do nas i podała mi torbę od babci. Miałam to ubrać. Widać było w jej spojrzeniu, że szykowała się na walkę. Wstałam, nadepnęłam jej perfidnie na nogę i poszłam do łazienki. Wybrałam tą naprzeciwko łazienki, w której Ramona już w lepszym stanie poprawiała swój wygląd. Kiedy weszłam do kabiny ściągnęłam dres, w który byłam ubrana zamiast piżamy. W torbie od Babci była czarna sukienka. Była wręcz idealnie skrojona dla mnie. Do tego znalazłam czerwone szpilki oraz szczoteczkę do zębów i szczotkę do włosów, szybko z nich skorzystałam. Po ubraniu się w sukienkę i włożeniu moich czerwonych trampek z piszczelami wyszłam z łazienki. Przed drzwiami czekała już stewardessa.
- ubierz szpilki i zwiąż włosy wyglądasz jak nie powiem, co.
Nie powiedziałam nic tylko wepchnęłam torbę w jej ręce i poszłam na swoje siedzenie. Zanim jednak usiadłam na nim, pchane mnie na siedzenie Ramony. Sprawnie zdjęła mi trampki. W takich momentach żałowałam, że nie mam zwyczaju ich wiązać. Wstając rzuciła mi szpilki a moje trampki zabrała. Zanim zdążyłam dotrzeć do niej wylała na nie bezalkoholowe piwo, a następnie na moich oczach wrzuciła je do śmieci. Może babcia miała wpływy, ale nie wygra ze mną. Za wszelką cenę spróbuje się wydostać. A Kiedy mnie złapią będę najpierw coś niszczyć cennego dla tego kogoś a potem znowu uciekać. Zanim to jednak nastąpi miałam na razie kobietę w służbowym stroju do zgnębienia, wiem jak to się robi. Wiele razy obserwowałam Hannah. Każda wiedza się w życiu przydaje. Nawet taka, która wydaje się bezużyteczna. Kiedy próbowała przejść podcięłam jej nogi. Wzięłam na palce roztopioną czekoladę, niby dziecinny numer pod tytułem „narobiłeś w majtki”, ale i tak działa. Usiadłam na fotelu akurat wtedy, kiedy lampki zapięcia pasów zapaliły się. Kasia z Ramoną spojrzały na mnie pytającym wzrokiem, ale odpowiedziałam im machnięciem ręki, które mówiło nie ważne.
Po wylądowaniu opuściłyśmy samolot, jako ostatnie z pasażerów. Dziewczyny niosły łącznie chyba z 6 toreb. Ja za to z plecakiem w jednej ręce oraz ze szpilkami w drugiej ręce opuściłam samolot. Tylko tyle babcia mi zapakowała rzeczy. Płyty były zimne i drażniły strasznie moje stopy. Poczułam ulgę, kiedy weszłyśmy do budynku przejść ostatnią kontrolę paszportową. Kiedy dotarłyśmy do części lotniska, w której następował odbiór bagażu doznałam szoku, ponieważ dziewczyny odebrały jeszcze 2 walizki.
- wyprowadzacie się z domu czy jedziecie do szkoły z internatem?
Spiorunowały mnie wzrokiem i przez kolejne 10 minut mówiły o tym, że wszystko, co mają ze sobą to tylko najpotrzebniejsze rzeczy. Przed lotniskiem czekał na nas wysoki dobrze zbudowany mężczyzna. Miał z 26 do 28 lat. Kruczo czarne włosy i kobaltowe oczy. Kiedy podeszłyśmy do niego i powiedziałyśmy, że jesteśmy dziewczynami z nazwiskami, co ma na kartce przyjrzał się nam uważnie. O dziwo zamiast wytrzeszczyć oczy na dziewczyny i ich „skromny” dobytek zaczął patrzeć się na mnie studiując mój wygląd od czubka głowy do bosych nóg. Kiedy je zobaczył przestał mnie lustrować. Chciał coś powiedzieć o moich stopach, ale widząc mój wyraz twarzy zmienił zdanie.
Zaprowadził nas do czarnego Land Rovera. Otworzył nam drzwi a następnie zamknął je za nami. Dziewczyny zaczęły cicho szeptać między sobą o „naszym przystojniaku”.  W tym czasie przesiadłam się na przednie siedzenie i obserwowałam w lusterku jego zmagania z torbami.
W końcu ruszyliśmy. Albo mi się wydawało albo ten facet po 10 sekundach z jedynki przeszedł na 3 pozycje skrzyni biegów. Prowadził szybko, ale i z doświadczeniem jak mogłam zauważyć. Kiedy wyjechaliśmy z miasta jechał gdzieś około 120km/h.
- Można wiedzieć, z jakiego miasta właśnie wyjechaliśmy?
- Nie, twoja babcia ostrzegła żebyś na początku znała mało szczegółów gdzie się znajdujesz dopóki się nie zaklimatyzujesz w akademii.
-aha
Czyli babcia znała mnie tak dobrze żeby to przewidzieć, lecz nie mogła mi zabronić zapamiętywać trasy. Mapę gdzieś znajdę. Najważniejsze wiedzieć jak odnaleźć na niej to miasto. Potem dopiero kolejne fazy ucieczki.
Patrząc na zegar umieszczony w samochodzie dowiedziałam się, że jechaliśmy 2 godziny krętymi Ścieszkami, wyrobiliśmy około 120 km., Czyli zajmie mi dobę a nawet ponad dotarcie do miasta pieszo.
  Kiedy skończyłam obliczenia czarna brama otworzyła się automatycznie odsłaniając nam widok na luksusowy wręcz budynek. Wyglądem przypominał luksusowy Hotel. Niektóre części były przeszklone inne zaś jak tłumaczył nam nasz kierowca były starszą częścią budynku zbudowaną z nowoczesnych materiałów. W szklanych częściach budynku znajdowały się sale lekcyjne, pokoje rekreacyjne i typ podobne. W tych bardziej zwykłych znajdowały się pomieszczenia administracyjne wraz z częścią dla nauczycieli i personelu. Na przeciwległym końcu budynku znajdowały się sypialnie dla uczniów.
Kiedy już opuściłyśmy samochód podeszła do nas starsza kobieta. Była elegancko ubrana w granatową spódnice i marynarkę oraz białą koszulę i czarne buty na niewielkim obcasie. Wyglądała zjawiskowo.
-Witam w Akademii Nocy. Jestem Dyrektor Katrina Waskow. Zapraszam do mojego gabinetu tam porozmawiamy. Spojrzała na moje bose stopy i podniosła idealną brew do góry.- Masz zamiar chodzić boso?
- Na ziemi to nowy trend. Niech mi pani wierzy jest znacznie wygodniej niż w szpilkach.
- Nie rozumiem. Ale i tak nie będziesz chodzić boso po mojej szkole. Ubierz buty.
- Nie wiem jak pani, ale ja tu mogę sobie postać do póki nie będę mogła wejść boso.
- Natasha ubierz buty- Wysyczała Ramona.
- Jesteś Natasha Conors?- Zapytała z wyraźnym zdziwieniem
- tak, jestem Natasha Conors. Miło, że pani o mnie słyszała. Niestety nie mogę powiedzieć tego samego o pani.- Powiedziałam to najbardziej słodko jak mogłam. Starałam się też nie zacząć śmiać z miny moich towarzyszek.
- Dobrze, zatem was moje drogie zapraszam do gabinetu, a ty droga Nataszo możesz tak długo tutaj siedzieć aż nie poczujesz, że czas ubrać buty i do nas dołączyć.- Po tych słowach odwróciła się i weszła do budynku przez zdobione masywne drzwi. Dziewczyny poszły za nią.
- Jesteś uparta jak osioł- powiedział szofer –zupełnie jak twoja babcia
- ponoć. Są tutaj jakieś ciekawe miejsce na zewnątrz oczywiście?
- W lesie, który otacza Akademie są ruiny starych budowli, stary cmentarz oraz jeziorko
- dzięki- nie czekając na odpowiedz wzięłam szpilki i ruszyłam w głąb lasu.
Po jakiś 30 minutach błądzenia w lesie dotarłam w końcu do muru oddzielającego teren akademii od reszty świata. Znalazłam najbardziej zniszczoną część i zaczęłam się wspinać. Kiedy usiadłam na szczycie rozejrzałam się. W Okół było pełno dziko rosnących drzew i krzaków. Największą przeszkodą żeby teraz rozejrzeć się tam były pokrzywy. Nie zaryzykuje wejścia w nie z 2 powodów. Strasznie swędzi oraz ludzie by zauważyli, że próbowałam się wydostać. Przerzuciłam z powrotem nogę na teren szkoły opierając ją o fragment muru. Potem przerzuciłam drugą nogę tym samym cały ciężar ciała spoczął na brzuchu, który protestował. Noga zahaczyła o coś miękkiego i ciepłego. Obejrzałam się za siebie i zobaczyłam faceta koło czterdziestki. Był wysportowany i umięśniony. Włosy krótko ścięte. Jego kwadratowa twarz mówiła „ wpadłaś”. Złapał mnie i sprowadził szybkim ruchem na twardą glebę. Upadłam na tyłek.
- Próba ucieczki czy zwiedzanie okolicy? Nie ważne. 50 Pompek powinno zmienić wyraz twojej buzi.
Nie wykonałam ich. Właśnie za drzew wyłonił się szofer. Postanowiłam wykorzystać okazje i się rozpłakać.
- ała! – Powiedziałam szlochając- przez ciebie zwichnęłam kostkę.
Mój wybawca podszedł i obejrzał kostkę. Położył jedną rękę na moje plecy, drugą pod polana i podniósł mnie. Zanim odwrócił się żeby odejść na rękach ze mną w stronę budynku, pokiwał w podziękowaniu za znalezienie zguby. Jego silne ręce niosły mnie przez całą drogę do szkoły. Wniósł mnie do budynku. Kiedy położył mnie na jednym z 5 rozstawionych łóżek, podeszła młoda pielęgniarka, która sprawdziła moją kostkę.
- nie jest zwichnięta, ale na wszelki wypadek owinę ją bandażem. Najlepiej żebyś nie przemęczała kostki przez tydzień. Poinformuje nauczycieli, że jesteś zwolniona z zajęć fizycznych.
- dziękuję- spróbowałam wstać, ale jak to mówią jak chcesz dobrze udawać to strać równowagę.
Zachwiałam się. Przytrzymałam się łóżka. Odrzuciłam pomoc szofera i kuśtykając ruszyłam do wyjścia.
Doszłam do połowy korytarza i poczułam, że znowu jestem podnoszona.
- nazywam się Patrick i będę twoim katem dziś. Więc nie uciekaj mi, bo widzisz jak to się kończy.
- nie uciekłam tylko poszłam na spacer. A potem ten dziwny koleś mnie przewrócił.
- to nauczyciel walki i obrony.
- hmm świetnie. Czyli on uczy walki a ty?
- zajmuje się ochroną Akademii Nocy.
-, czyli nie jesteś szoferem?- Zachowywał kamienną twarz.
- nie
- gdzie idziesz?
- do Katriny
Kiedy dotarliśmy do gabinetu, Patrick wytłumaczył, że na spacerze zwichnęłam nogę. Katrina słuchała uważnie. Następnie wyszedł zostawiając mnie z nimi samą.
- spacer?

-Chyba nie myślałaś, że będę czekać bezczynnie, aż łaskawie pozwolisz mi wejść do budynku. Zresztą sądząc po minie tak sądziłaś. A teraz, jeśli chcesz żebym została w tej szkole pokaż mi mój pokój i łazienkę. Jestem zmęczona podróżą.-Zignorowała mnie. Dalej zaczęła rozmawiać z dziewczynami. Nie pamiętam, kiedy odpłynęłam. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz