piątek, 19 września 2014

Rozdział 2

Łzy mi się lały...
Ledwo widziałam napis na nagrobku tak dobrze mi znanym
Daria Conors
*27.08.1977
15.05.1995
-Mamo, tak bardzo Cię potrzebuje, dlaczego mnie zostawiałaś? Dlaczego Cię tu nie ma ze mna?
-Czasem tak bywa, ale trzeba sobie radzić z tym, co życie nam szykuje.Wiem, że to boli, bo sama doświadczyłam podobnej straty.-Kiedy się obejrzałam zobaczyłam białowłosą kobietę, która wyglądała jak modelka z różnych czasopism. - Miała ładne zielone oczy kolorem przypominające szmaragd.
- Nie bój się, mam na imię Stephanii i tak jakby się znamy. Mówiąc to uśmiechnęła się ukazując perliście białe, równe zęby.
-Jak to się znamy? - Powiedziałam zachrypniętym głosem.
- Hi hi, wiem, kim jesteś skarbie, przyszłam tu specjalnie żeby cię zobaczyć i dać ci coś.
- Hę? Nie rozumiem, skąd pani mnie zna?
- Tak, znam cię lepiej niż ty sama znasz siebie.
- Jak to możliwe?
- Wytłumaczę ci to, ale nie teraz. Proszę weź to i pamiętaj nigdy nie uciekaj stawiaj czoła wszystkiemu, nawet jak wiesz, że jesteś na przegranej pozycji - kiedy to mówiła uśmiechała się słodko i niewinnie. Miała z dwadzieścia lat, nie więcej.
Wkładając mi jakiś przedmiot do rąk pocałowała mnie w policzek i odeszła poruszając się z gracją, jaką można by pozazdrościć. Kiedy spojrzałam na dłonie ujrzałam białą różyczkę z Morganit albo z innego kamienia szlachetnego, którego nie rozpoznawałam. W środku róża miała barwę mleka, płatki miała przezroczyste, ale na końcach były czerwone jak krew. Róża wyglądała jakby płakała krwią, ale i tak była przepiękna.
Resztę dnia spędziłam na ławce koło pomnika mamy myśląc nad tajemniczą Stepheni, wisiorkiem i całym swoim życiu, jakie ono jest beznadziejne.

Kiedy otworzyłam drzwi domu czekała już na mnie Dorota.
- Gdzieś ty była jest już dziewiąta! Nie byłaś ani na obiedzie, ani na kolacji i co najważniejsze uciekłaś ze szkoły!- Wiedziałam, że tymi słowami mogę ją bardziej zdenerwować, ale byłam dość zmęczona by się tym przejmować
-Jestem zmęczona, możemy jutro pogadać?
-Myślisz ze to wystarczy?! Cały dzień haruje, a ty jeszcze wagarujesz! Czemu nie możesz być jak twoja siostra Hannah? Ona nie dość, że jest dobrą uczennicą to jeszcze się nie spóźnia!
- Ona dobrą uczennicą?! Chyba tylko z wf-u, a tak to ze wszystkiego jest zagrożona, a ja mam szanse na świadectwo z paskiem, ale oczywiście tego nie widzisz, bo Hannah jest zawsze najlepsza. Raz się tylko spóźniam do domu, a ty już na mnie naskakujesz! Nie jesteś moją mamą i nigdy nią nie będziesz! - Po tych słowach poszłam do swojego pokoju. Jak ona mogła na mnie naskoczyć? Zawsze jej pomagam a ona tak się odwdzięcza?
Nagle zaczęło coś mnie boleć ból był wszędzie. Nie wiedziałam, co mi jest.
- Coś ci jest? - Zapytała się właśnie wchodząc na moje łóżko Ewa
- Nic mi nie jest, walnęłam się o drabinkę - małe kłamstwo, ale cóż, ból przeminął tak szybko jak się pojawił.
• Ok - mówiąc to położyła się koło mnie
• To jak tam dzisiejszy dzień ci miną?-Zapytała próbując odwrócić jej uwagę ode mnie
• Może być, widziałam, co ci Dawid i Hannah zrobili
• To nic - próbowałam ją przekonać, ale ona znała mnie zbyt dobrze żeby się na to nabrać, więc już po pięciu minutach byłyśmy wtulone w siebie. Nawet nie wiem, kiedy zasnęłam w ubraniach.

Wreszcie sobota, dzień długiego spania i odpoczywania. Wyglądając przez okno zobaczyłam piękną pogodę na plaże. Zadzwoniłam do Ramony, odebrała telefon cała zaspana, więc nie czekając na jej ani jedno słowo nakazałam jej pakować się, bo ruszamy na plażę. Umówiłam się z nią za godzinę za klifem, w naszym ulubionym miejscu, na dzikiej plaży, o której nikt nie wiedział oprócz nas, ponieważ wchodziło się do niej przez małą jaskinie, przed którą zwykle ludzie pili piwo i grillowali, ale nikt nie odważył się do niej wchodzić. Miejscowa legenda głosiła, że jest nawiedzona przez duchy ludzi, którzy zostali tu blisko pochowani żywcem, ale ja żadnego do tej pory nie widziałam, a chodzę na nią od pięciu lat.

Kiedy przeszłam przez jaskinie zobaczyłam, że jestem pierwsza, więc się przebrałam w strój od surfingu i wyciągnęłam z naszej kryjówki deski. Jestem lepsza od Ramony w surfingu, to jedyny sport, w jakim sobie radzę, ale i tak nie mówię o tym nikomu.
Kiedy usłyszałam moją ulubioną piosenkę wiedziałam, że Ramona już wychodzi z jaskini, jednak jak zdziwiłam się widząc jakąś dziewczynę idącą za nią.
-Cześć, to jest Kasia moja kuzynka z Nowego Jorku, będzie ze mną mieszkać przez rok. A to jest Natasha moja najlepsza przyjaciółka.- Miała poczucie winy wypisane na twarzy, ponieważ nie poinformowała mnie wcześniej o tym.
• Cześć - przywitałam się, ale ona patrzyła na mnie jakbym urwała się z innej planety.-Zapadła długa cisza przez to ze Kasia nic nie zrobiła.
Ramona chcąc przerwać tą niezręczną ciszę zagoniła nas do przygotowań.
• Umiesz surfować? - Zapytałam z nadzieją, że przestanie się na mnie gapić.
• Nie, i tobie też nie radze. Taka jak ty nie powinna za długo przebywać w wodzie
• Aha- posłałam Ramonie spojrzenie, które znaczyło „kogoś mi tu przyprowadziła?”.
• Kasia, Natasha, ruszcie się i chodźcie fale są coraz większe!- Próbowała odwrócić naszą uwagę
• Ja posiedzę tutaj i popatrzę - powiedziała Kasia rozkładając koc na piasku.
• Ok.- ulżyło mi, gdy to powiedziała
Kiedy oddaliłyśmy się od Kasi zapytałam Ramony, czemu ona jest taka dziwna. Wtedy dowiedziałam się, że Kasia, myśli, że jest zaklinaczką duchów oraz czarownicą. Jednym słowem wariatka. Jak można myśleć, że w XXI wieku są zjawiska paranormalne?



Wybrałam fale, kiedy mnie uniosła stanęłam na desce. Powróciło do mnie to uczucie, że wszystko mogę, nikogo nie ma oprócz mnie, deski, fali i wiatru, który niosąc krople zimnej wody chłodził mnie. Podczas pływania na desce, świat jest jedną wielką zamazaną plamką. Nic się nie liczy oprócz tu i teraz, nie ma żadnego może, nie ma żadnego, ale. Jestem tylko ja i moje szczęście. To jakby wyciszenie myśli. W tej chwili byłam jak James Cook, który przepłyną Pacyfik na desce i dotarł na Hawaje. Wpłynęłam pod fale, kiedy zaczynała się zamykać. To niesamowite uczucie, kiedy woda była dookoła mnie, ale mnie nie dotykała bez mojego pozwolenia. Już za późno, nie zdążyłam. Fala na końcu tunelu, z którego miałam wypłynąć zamknęła się. Fala zaczynała się bardziej zamykać, nigdzie nie mogłam uciec. Jedyna moja szansa, ostatnia nadzieja w tym, że kiedy połączy się cała z wodą poniżej, nie skotłuje mnie mocno. Już dotykała mojej lewej ręki, głowy, barków. Nagle poczułam, że tracę równowagę, że cała woda jest na mnie. Spadałam. W ustach już mam wodę. Fala się położyła, za nią następna i następna i następna. Otworzyłam oczy, byłam pod wodą. Nade mną widziałam spienioną wodę, pode mną piasek, ciemny jak noc, w bezgwiezdną ciemną noc. Nagle coś złapałam. Sznurek. W umyśle jakby mój głos mówiący, że to sznurek od deski. Nagle sobie przypomniałam. Deska. Chwyciłam za sznurek przywiązany do mojej kostki i zaczęłam płynąć w kierunku światła. Tam gdzie najjaśniej. Do świata... Do przyjaciółki... Tlen! Robiło mi się słabo. Brakowało mi energii. Nie mogłam się ruszyć. Byłam za ciężka. Nagle poczułam ból w piersiach. Ja chce żyć, ja chce żyć, żyć! Nagle znalazłam się na powierzchni. Dopłynęłam do deski, weszłam na nią. W głowie mi się zakręciło, kiedy wdychałam powietrze kłuło mnie w piersiach, potem nie wiem, co było dalej, chyba straciłam przytomność...


1 komentarz: