środa, 24 września 2014

Rozdział 4

Następne dni mijały spokojnie. Ramona z Kasią często przychodziły mnie odwiedzać. Kasia nawet nie była taka zła, lubię jak mi opowiada o różnych magicznych rzeczach. Przychodzi do mnie z rana i zostaje praktycznie do nocy.
Kiedy dziś się obudziłam z radością zauważyłam SMSa z pytaniem czy mogą wpaść po południu. Wstałam z łóżka i przyszykowałam sobie sałatkę na śniadanie. Puściłam na cały regulator radio rmf maxxx.

Po tygodniu niespodziewanie Dawid kazał mi ruszyć swój tyłek i się ubrać. Zdziwiłam się trochę, ale posłuchałam Go. Ku jeszcze większemu zdziwieniu Dorota sama zaproponowała żebyśmy się we dwójkę przeszli na spacer. Dziś była piękna pogoda przez cały dzień. Całą drogę na plaże przebyliśmy bez zwracania się do siebie. Nie wiem, czemu ale cały czas był przy Mnie. Myślałam, że kiedy oddalimy się od domu pójdzie sobie do znajomych. Ale nie, On szedł w milczeniu obok mnie. Usiadłam nad brzegiem. Krótko po mnie i On usiadł.Mimo wszystko zachowywał się jakbym była powietrzem. Nie wytrzymałam w końcu tej ciszy.
-Dlaczego
-Dlaczego co?
-Dlaczego tu jesteś?
-Mam cie pilnować- powiedział to tak obojętnym tonem, że zrobiło mi się zimno.
-Nadal Cie nie rozumiem
-niby, co tu jest do zrozumienia?
Znowu cisza. Zaczęłam rysować kręgi na mokrym piasku. Cisza, która panowała między nami była męcząca. Wtedy Jego słowa zszokowały mnie.
 -Naprawdę chciałaś się zabić?- Kiedy to mówił patrzył mi prosto w oczy. Jego oczy mówiły wszystko. Mimo tego ze chciałabym mu powiedzieć nie. To wiem jedno, nie uwierzy mi. Jak mu teraz zaufam to tylko pogrążę samą siebie. Nikt mi nie uwierzy.
Wstałam i zaczęłam iść do wyjścia z plaży. Nim dotarłam jednak do niego poczułam silny chwyt na ramieniu. Mimo tego ze brat gra dużo w piłkę nożną to nie zapomina o ćwiczeniach na mięśnie ramion.
-Odpowiedz – nim się zorientowałam obrócił mnie twarzą do siebie. –Nie zachowuj się tak jakby nic się nie wydarzyło.
--zostaw mnie!- Próbowałam się wyrwać. Jednak im więcej ruchów wykonywałam tym on mocniej ściskał mój nadgarstek, który złapał, gdy obracał mnie.
-mama ma racje, nigdzie nie będziesz chodzić sama!-Tego już było za wiele
-Ona nie jest Moją matką. Tylko twoją. Nigdy nie będzie mi rozkazywać. To samo tyczy się Ciebie! Nigdy nie będziesz moim bratem!- Po tych słowach nasączonych jadem zaniemówił. Szarpnęłam jeszcze raz. Bez przeszkód wyciągnęłam nadgarstek z jego uchwytu. Obróciłam się na pięcie i spokojnie ruszyłam w kierunku centrum.
Jak zwykle w mieście było dużo hałasu.Ludzie właśnie kończyli pracę. Inni byli na zakupach, randkach lub spotkaniach z przyjaciółmi. Z kawiarni i barów słychać było rozmowy. Wszyscy w okół mnie byli szczęśliwi, tylko nie ja. Ja jestem wściekła. Wściekła na siebie i na innych. Powoli skręciłam w stronę parku. Mijali mnie kolorowi ludzie, którzy patrzyli na mnie z pogardą a inni z litością czy troską. Musiałam wyglądać fatalnie, ale cóż ich problem ze muszą na mnie patrzeć. W parku widziałam pełno szczęśliwych rodzin z dziećmi. Zakochane pary tuliły się do siebie. Można od tego całego szczęścia dostać depresji. Kiedyś z Dorotą też tu przychodziliśmy. Kiedyś nie znaliśmy tej brutalnej prawdy. Patrząc na to teraz aż dziwnie jest to ze nigdy nie zwróciliśmy uwagi na brak podobieństwa miedzy nami. Prawda boli. Jeszcze 5 lat temu byliśmy kochającą się rodziną. Kiedy pewnego razu Dorota z Tatą wyszli z domu na romantyczną kolacje dali nam tyle zaufania ze mogliśmy zostać sami w domu. Bawiliśmy się w chowanego. Schowałam się w szafie, która zwykle była trzymana pod kluczem, ale tym razem tata zapomniał o nim. Wzięłam latareczkę i siedziałam tam długo. Nikt nie pomyślał żeby zajrzeć do tej szafy, bo zawsze była zamknięta. Z nudów zaczęłam czytać papiery. Były tam rachunki i inne bzdety. W końcu natchnęłam się na papierki o nazwie akty urodzenia. Dowiedziałam się wtedy ze Dawid ma na drugie imię Adam. Aż w końcu dotarłam do mojego i Hannah. Były dziwne. W miejscu na dane rodziców pisało: Ojciec: NIEZNANY   Matka: Sara Smith. Kiedy wrócili rodzice do domu wyszłam z szafy. Okazało się ze, kiedy moje rodzeństwo mnie nie znalazło zadzwonili po nich. Rzuciłam im kartki pod nogi i zapytałam o wyjaśnienie. Dorota z płaczem przyznała, że nie jest naszą matką tylko Will i Dawida. Wtedy nie znałam na to określenia, ale teraz wiem jak to się nazywa. Patologia. Nasz „ojciec” nas zostawił po pewnym czasie spotykania się i nigdy nie wrócił. Sara zmarła po urodzeniu nas. Ślady się urwały. Nie było punktu zaczepienia. Nie miałyśmy rodziny. Hannah po tym się zmieniła. Zaczęła być coraz większą suką. Ja przestałam traktować ich jak rodziny tylko Ewę potrafiłam kochać jak siostrę.
Zrobiło się zimno. Wstałam z ławki i zaczęłam iść w stronę wyjścia. Minęłam tablicę z datą i nazwą założenia parku. Koło tej tablicy leżała wiewiórka. Zbliżyłam się do niej, kiedy chciałam jej dotknąć zaczęła piszczeć. Kiedy jej się przyjrzałam zobaczyłam, że nie ma jednej nogi. W miejscu gdzie powinno być leciała krew. Całe futerko wiewiórki było we krwi. Zdjęłam bluzę. Wzięłam wiewiórkę przez nią i zaczęłam biec. Przebiegłam przez kilka ulic. Za mną słyszałam stłuczkę kilku aut. Chyba spowodowałam wypadki. Wściekli kierowcy, którym niemal wpadłam pod koła trąbili i bluzgali. Ludzie krzyczeli na mnie jak opętani. W końcu widziałam drzwi przychodni weterynaryjnej. Stała tam jakaś kobieta. Nie widziałam, co robi, ale to nie miało znaczenia. Kiedy do niej podbiegłam krzyknęłam Z drogi, lecz ponieważ zaschło mi w gardle wyszło mi jakieś jąknięcie. Spojrzała na Mnie z widocznym na twarzy zaskoczeniem. Zdążyła odskoczyć.
-Nie!-Krzyknęłam
-Co się stało? Uspokój się!
-Ona zaraz się wykrwawi- mówiąc to odsłoniłam jej kawałek bluzy, w której przebywała ranna wiewiórka.
Kobieta jak tylko zobaczyła wiewiórkę spokojnie otworzyła kluczykiem drzwi i wpuściła mnie do środka. Kiedy we mnie się gotowało Ona szła spokojnie do drzwi z napisem „Gabinet, proszę pukać”. Zapaliła lampy halogenowe i weszła do środka. Podeszła do stołu.
-połóż wiewiórkę tutaj –posłusznie wykonałam polecenie. Następnie odsunęłam się i usiadłam koło biurka. Po chwili podeszła do mnie.
-gdzie znalazłaś wiewiórkę?
-przy zachodnim wejściu do parku. Strasznie piszczała. Dlaczego pani nic nie robi żeby ją uratować- pewnie wyszedł bełkot a nie słowa.
-Ona nie żyje
-Ale przed chwilą piszczała!- Przecież ja słyszałam
-jak masz na imię?
-Natasha
-Natasho ona nie żyje od dawna
- To nie możliwe przecież przed chwilą piszczała!- Podeszłam do stołu. W tym świetle wszystko było wyraźne. Weterynarka miała rację, Ona nie mogła przed chwilą żyć.
-Ale ja ją naprawdę widziałam żywą!
-Kotku, ona nie mogła żyć przed chwilą. Została w połowie zjedzona. Spójrz na krew, już dawno zaschła.
Co się ze mną dzieje? Przecież słyszałam ją! Widziałam jak się porusza, ale ta kobieta ma rację. Wiewiórka jest w połowie zjedzona. Usiadłam koło stołu. Podciągnęłam kolana pod brodę i zaczęłam płakać. Poczułam jak ktoś zaczął mnie głaskać po głowie. Kiedy w końcu podniosłam głowę zobaczyłam Dawida. Przysiadł koło mnie i przytulił. Kiedy się uspokoiłam, bolała mnie głowa. Nie chciałam nic słuchać, ale co jakiś czas dochodziły mnie fragmenty rozmowy Brata i lekarki. Nic nie mówiąc wstałam i skierowałam się do wyjścia. Dlaczego coś takiego mi się przydarzyło? Jakbym miała problemów. Było już ciemno. Powietrze było chłodne. Nie było już tłumów. Jednak ludzie patrzyli się na mnie jakbym uciekła z psychiatryka. Tym razem jeszcze więcej było w ich spojrzeniach litości i pogardy. Odsuwali się ode mnie. Znowu coś mnie złapało od tyłu, ale zanim zdążyłam krzyknąć powstrzymała mnie duża dłoń. Dawid. Obróciłam się i zobaczyłam jego zmartwioną twarz. Zdjął swoją bluzę i założył mi ją na ramię. Dopiero teraz zauważyłam różnice. Wszyscy ludzie byli w kurtkach a ja w topie. Nagle zaczęło mnie coś parzyć. To było tak silne uczucie ze nie mogłam wytrzymać. Pociągnęłam za sznurek i wyjęłam Róże. Paliła mnie. Była tak gorąca. Kiedy zobaczyłam ze Dawid patrzy na to całe zdarzenie chciałam ją schować. Lecz nie zdążyłam. Złapał za nią i się oparzył. Chwile po tym róża ostygła. Była znowu zimnym kamykiem. Schowałam ją. Dawid chciała coś powiedzieć, ale zaczęłam iść w kierunku domu. Dogonił mnie i szliśmy spokojnie przez cały czas nie odzywając się do siebie. Kiedy weszliśmy do klatki przerwał milczenie.
-, co się stało?
-Nie chce o tym rozmawiać-szybko pokonałam piętra i weszłam do domu. Dawid był za mną. Od razu poszłam do Łazieki. Nalałam samego wrzątku. Pełną wannę. Powoli zanurzyłam się słyszałam za drzwiami wzburzone rozmowy. Właśnie Dorota się dowiedziała, co zrobiłam. Potem będę mieć kłopoty. Ale to dopiero potem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz