sobota, 4 kwietnia 2015

Rozdział 7

Przekręciłam ostatni zamek w drzwiach i weszłam do domu. Coś śmierdziało. Smród dochodził z salonu. Postawiłam zakupy w korytarzu i udałam się tam. Kiedy otwierałam drzwi poczułam intensywny odór? Na podłodze leżała Willow w kałuży krwi. Patrzyła w sufit. Podbiegłam do niej. Wołałam ją, prosiłam żeby się odezwała, ale nic nie zrobiła. Po prostu sobie tak leżała, jej buzia była otwarta jakby krzyczała. Oczy były pełne strachu. Błagałam żeby moja mała córeczka się odezwała. Płakałam nad nią dopóki ktoś mnie nie wyciągnął stamtąd. Ostatnie, co pamiętam to napis na ścianie. „Dziedziczka i tak zginie”.
Sypialnie w akademii były identyczne wręcz. Dostałyśmy z Ramoną ten sam pokuj. Kiedy zapytałyśmy czy są jakieś 3 osobowe, bo ciachałybyśmy być razem z Natasha nikt się nie odezwał. Odkąd Patrick, który nas tutaj przywiózł zabrał ją z gabinetu nikt nic nie chciał nam powiedzieć na jej temat. Jakieś ponad 8 godzin.
- przestań chodzić w kółko i rozpakuj się wreszcie. Ramona już była na mnie zdenerwowana. Miała wszystko wypakowane i poukładane w jej części pokoju, które było lustrzanym odbiciem mojego. Biurko z krzesłem i lampką. Nad nim piętrowe łóżko, a obok szafa i komoda. Ściany pomarańczowe a podłoga w grafitowych kafelkach. Podłoga była ogrzewana.
- może pójdę jej poszukać ktoś coś musi wiedzieć gdzie ona jest.
-przestań to nic nie da, jest tutaj za dużo pokoi
W tym czasie rozległo się pukanie do drzwi. Popędziłam szybko z nadzieją, że to, Nati ale w progu stała jakaś dziewczyna. Blond grzywa wchodziła jej na okularu muchy, reszta włosów była upięta w koński ogon. Anorektyczka zapytała czy może wejść. Już chciałam ją wywalić, bo nie miałam ochoty na poznawanie nowych osób, ale Ramona popchnęła mnie w bok i zaprosiła ją do środka.
- Jestem Tamara Morgan i jestem opiekunem dziewczyn w Akademii Nocy. Mam was zapoznać z właściwie to wszystkim, co jest potrzebne i o co chcecie zapytać.
- Okej świetnie gdzie jest Natasha?
-Kasia opanuj się!
- Nic nie szkodzi widziałam różne rzeczy- poprawiła okulary
- nazywasz mnie rzeczą?
- nie to miałam na myśli, ale nie ważne. Odpowiadając na twoje wcześniejsze pytanie nie wiem, kto to jest Natasha. Nikt tutaj taki nie trafił. A wiem, bo zajmuję się wszystkimi dziewczynami w Akademii.
- jak to nie wiesz, kto to jest Natasha Conors!?- Zaraz wyrwę jej włosy z głowy.
- naprawdę, nie wiem, kto to jest. Ale nie ważne oto wasze regulaminy i kilka ważnych książek do kilku przedmiotów żebyście mogły zobaczyć opisy przedmiotów. Mundurki zauważyłyście, że wiszą w szafie. Hmm coś jeszcze miałam wam powiedzieć.
- wyszłam trzaskając drzwiami. Nie mogłam zgubić jej w tak krótkim czasie. Miałam być z nią w pokoju. Coś poszło nie tak. Szefowa by się na takie coś nie zgodziła. Szczególnie, że już tyle razy udowodniłam swoją lojalność wobec niej. Otworzyłam każde drzwi na tym i na niższym piętrze, lecz ani śladu Natashy.  Kiedy już miałam skręcić w korytarz po prawej zderzyłam się z kimś.
Chłopak o jasnej cerze i krótko obciętych rudych włosach złapał mnie w pasie zanim upadłam i podniósł do góry. Kiedy popatrzałam w jego brązowe oczy a nasze twarze były zaledwie kilka cali od siebie, zarumienił się i odsuną.
- przepraszam powinienem bardziej uważać. Nazywam się Luis Atenes a ty jesteś pewnie nowa nie widziałem cie wcześniej.
- Tak. Znaczy tak jestem nowa. Szukam dziewczyny, z którą tutaj przyjechałam, lecz ją gdzieś zabrali i nikt nie chce mi powiedzieć gdzie.
- hmmm mogę ci pomóc, ale najpierw musisz mi powiedzieć jak się nazywasz i jak nazywa się ta koleżanka, która ci zaginęła.
- no tak przepraszam. Nazywam się Kasia a moja koleżanka nazywa się Natasha Conors. Ma 175cm długie czarne włosy i zielone oczy. A i jak ją ostatnio widziałam to miała ochotę zabić kogoś.
- aha, czyli wysoka czarna wredota.  Wiem, kogo można się zapytać.
Zaczął biec po dwa stopnie po schodach w dół. Szybko ruszyłam za nim żeby go nie zgubić. Kiedy w końcu przebiegliśmy pół budynku zatrzymał się przy starszym facecie. Był gruby i siwy. Kiedy zobaczył Luisa uśmiechnął się i objął go przyjaźnie.
- To jest Pan Richard Petterson jest tutaj konserwatorem. I zna każdy zakamarek tego budynku. A to jest Kasia. Szuka swojej przyjaciółki. Ma gdzieś 175cm, czarne włosy i zielone oczy i ponoć jest budnotwnicza.
- widziałem jak Patrick niósł jakąś dziewczynę z czarnymi włosami.
- gdzie ją zaniósł?
- najpierw byli u pielęgniarki potem zaniósł ją do pokoju 136 w części dla dziewczyn.
- Gdzie to jest?

- zaprowadzę cię- po pięciu minutach dotarliśmy pod drzwi mojego pokoju. Popatrzyłam na niego jak na idiotę, lecz wtedy ruszył kawałek dalej i pokazał mi w ścianie klamkę. Kiedy dokładnie się przyjrzałam zauważyłam drzwi.  Między każdymi zwykłymi drzwiami były inne ukryte. Otworzyłam ledwo widoczną klamkę i weszłam do środka. W pokoju było ciemno na piętrowym łóżku leżała Natasha zawinięta w kokon. Wyglądała na wyczerpaną, ale i spokojną. Jej pokój był inny. Mimo że miała piętrowe łóżko i pod nim biurko. Miała też więcej mebli. Ale co dziwniejsze jej pokój był jedno osobowy. Wyszłam. Czułam się głupio szczególnie, kiedy wieczorem znalazłam pod poduszką wszystkie informacje gdzie Natasha się znajduje. 

Rozdział 6

Nagle poczułam jakby coś wciskało mnie bardziej w łóżko. Powoli otworzyłam oczy. Świeciło się światło wokół całej kabiny. Otworzyłam szerzej oczy i uświadomiłam sobie, że nie jestem już w swoim łóżku tylko w samolocie. Z okna było widać oddalającą się ziemie. Obok mnie siedziała Kasia.
- gdzie jestem?
- jak to nie wiesz? W samolocie na Azara. Twoja babcia prosiła żebyśmy Cie nie budziły.
No jasne, stały trick babci. Po co pytać się kogoś czy coś chce skoro można go przetransportować bez jego woli. Kasia patrzyła na mnie jak na idiotkę.
-walnęłaś się w głowę?
- nie, ale przykułam się wczoraj do łóżka starymi kajdankami żeby nie musieć lecieć. Ale niestety moja babcia ma na wszystko sposób. Ale nie ważne. Pewnie jest z siebie dumna jak paw.- Stewardessa obserwowała nas ukradkiem. Gdybym się wściekała zawiadomiłaby babcie, że mogę spróbować uciec. Znam tą babci zagrywkę zbyt dobrze żeby i tym razem dać się pokonać.
Lot przebiegał spokojnie. No może poza faktem, że Ramona wymiotowała w Łazience. Czasami udawało jej się wrócić do nas na 5 minut. Skok międzygwiezdny był ciężki dla wielu podróżnych z tego, co mogłam zobaczyć. Na mnie jakoś nie zadziałał. Możliwe, że tak byłam wściekła i starałam się w głowie zarysować ogólny plan ucieczki, uwzględniając wszystkie szczegóły, jakie znałam i jakie dopiero miałam poznać, że po prostu zniosłam to jakoś.
Kasia w skrócie opowiedziała mi, co przespałam. Czyli fakt, że babcia miała specjalną przepustkę żeby odprowadzić mnie ( a raczej żeby jej szofer odniósł mnie na rękach do samolotu, a ona tylko Szla obok.  O dziwo nawet się nie obudziłam). Jej rozmowę z pilotami. Fakt, że zapakowała mi moje ulubione ciastka, kupiła mi herbatę, którą podczas mojej rozmowy z Kasią przyniosła stewardessa. Potem jeszcze wspominała jak Rodzice Ramony cieszyli się ze ich córka będzie uczyła się w prywatnej szkole na Azara.
 Kiedy pilot ogłosił, że za 30 minut lądujemy, Stewardessa podeszła do nas i podała mi torbę od babci. Miałam to ubrać. Widać było w jej spojrzeniu, że szykowała się na walkę. Wstałam, nadepnęłam jej perfidnie na nogę i poszłam do łazienki. Wybrałam tą naprzeciwko łazienki, w której Ramona już w lepszym stanie poprawiała swój wygląd. Kiedy weszłam do kabiny ściągnęłam dres, w który byłam ubrana zamiast piżamy. W torbie od Babci była czarna sukienka. Była wręcz idealnie skrojona dla mnie. Do tego znalazłam czerwone szpilki oraz szczoteczkę do zębów i szczotkę do włosów, szybko z nich skorzystałam. Po ubraniu się w sukienkę i włożeniu moich czerwonych trampek z piszczelami wyszłam z łazienki. Przed drzwiami czekała już stewardessa.
- ubierz szpilki i zwiąż włosy wyglądasz jak nie powiem, co.
Nie powiedziałam nic tylko wepchnęłam torbę w jej ręce i poszłam na swoje siedzenie. Zanim jednak usiadłam na nim, pchane mnie na siedzenie Ramony. Sprawnie zdjęła mi trampki. W takich momentach żałowałam, że nie mam zwyczaju ich wiązać. Wstając rzuciła mi szpilki a moje trampki zabrała. Zanim zdążyłam dotrzeć do niej wylała na nie bezalkoholowe piwo, a następnie na moich oczach wrzuciła je do śmieci. Może babcia miała wpływy, ale nie wygra ze mną. Za wszelką cenę spróbuje się wydostać. A Kiedy mnie złapią będę najpierw coś niszczyć cennego dla tego kogoś a potem znowu uciekać. Zanim to jednak nastąpi miałam na razie kobietę w służbowym stroju do zgnębienia, wiem jak to się robi. Wiele razy obserwowałam Hannah. Każda wiedza się w życiu przydaje. Nawet taka, która wydaje się bezużyteczna. Kiedy próbowała przejść podcięłam jej nogi. Wzięłam na palce roztopioną czekoladę, niby dziecinny numer pod tytułem „narobiłeś w majtki”, ale i tak działa. Usiadłam na fotelu akurat wtedy, kiedy lampki zapięcia pasów zapaliły się. Kasia z Ramoną spojrzały na mnie pytającym wzrokiem, ale odpowiedziałam im machnięciem ręki, które mówiło nie ważne.
Po wylądowaniu opuściłyśmy samolot, jako ostatnie z pasażerów. Dziewczyny niosły łącznie chyba z 6 toreb. Ja za to z plecakiem w jednej ręce oraz ze szpilkami w drugiej ręce opuściłam samolot. Tylko tyle babcia mi zapakowała rzeczy. Płyty były zimne i drażniły strasznie moje stopy. Poczułam ulgę, kiedy weszłyśmy do budynku przejść ostatnią kontrolę paszportową. Kiedy dotarłyśmy do części lotniska, w której następował odbiór bagażu doznałam szoku, ponieważ dziewczyny odebrały jeszcze 2 walizki.
- wyprowadzacie się z domu czy jedziecie do szkoły z internatem?
Spiorunowały mnie wzrokiem i przez kolejne 10 minut mówiły o tym, że wszystko, co mają ze sobą to tylko najpotrzebniejsze rzeczy. Przed lotniskiem czekał na nas wysoki dobrze zbudowany mężczyzna. Miał z 26 do 28 lat. Kruczo czarne włosy i kobaltowe oczy. Kiedy podeszłyśmy do niego i powiedziałyśmy, że jesteśmy dziewczynami z nazwiskami, co ma na kartce przyjrzał się nam uważnie. O dziwo zamiast wytrzeszczyć oczy na dziewczyny i ich „skromny” dobytek zaczął patrzeć się na mnie studiując mój wygląd od czubka głowy do bosych nóg. Kiedy je zobaczył przestał mnie lustrować. Chciał coś powiedzieć o moich stopach, ale widząc mój wyraz twarzy zmienił zdanie.
Zaprowadził nas do czarnego Land Rovera. Otworzył nam drzwi a następnie zamknął je za nami. Dziewczyny zaczęły cicho szeptać między sobą o „naszym przystojniaku”.  W tym czasie przesiadłam się na przednie siedzenie i obserwowałam w lusterku jego zmagania z torbami.
W końcu ruszyliśmy. Albo mi się wydawało albo ten facet po 10 sekundach z jedynki przeszedł na 3 pozycje skrzyni biegów. Prowadził szybko, ale i z doświadczeniem jak mogłam zauważyć. Kiedy wyjechaliśmy z miasta jechał gdzieś około 120km/h.
- Można wiedzieć, z jakiego miasta właśnie wyjechaliśmy?
- Nie, twoja babcia ostrzegła żebyś na początku znała mało szczegółów gdzie się znajdujesz dopóki się nie zaklimatyzujesz w akademii.
-aha
Czyli babcia znała mnie tak dobrze żeby to przewidzieć, lecz nie mogła mi zabronić zapamiętywać trasy. Mapę gdzieś znajdę. Najważniejsze wiedzieć jak odnaleźć na niej to miasto. Potem dopiero kolejne fazy ucieczki.
Patrząc na zegar umieszczony w samochodzie dowiedziałam się, że jechaliśmy 2 godziny krętymi Ścieszkami, wyrobiliśmy około 120 km., Czyli zajmie mi dobę a nawet ponad dotarcie do miasta pieszo.
  Kiedy skończyłam obliczenia czarna brama otworzyła się automatycznie odsłaniając nam widok na luksusowy wręcz budynek. Wyglądem przypominał luksusowy Hotel. Niektóre części były przeszklone inne zaś jak tłumaczył nam nasz kierowca były starszą częścią budynku zbudowaną z nowoczesnych materiałów. W szklanych częściach budynku znajdowały się sale lekcyjne, pokoje rekreacyjne i typ podobne. W tych bardziej zwykłych znajdowały się pomieszczenia administracyjne wraz z częścią dla nauczycieli i personelu. Na przeciwległym końcu budynku znajdowały się sypialnie dla uczniów.
Kiedy już opuściłyśmy samochód podeszła do nas starsza kobieta. Była elegancko ubrana w granatową spódnice i marynarkę oraz białą koszulę i czarne buty na niewielkim obcasie. Wyglądała zjawiskowo.
-Witam w Akademii Nocy. Jestem Dyrektor Katrina Waskow. Zapraszam do mojego gabinetu tam porozmawiamy. Spojrzała na moje bose stopy i podniosła idealną brew do góry.- Masz zamiar chodzić boso?
- Na ziemi to nowy trend. Niech mi pani wierzy jest znacznie wygodniej niż w szpilkach.
- Nie rozumiem. Ale i tak nie będziesz chodzić boso po mojej szkole. Ubierz buty.
- Nie wiem jak pani, ale ja tu mogę sobie postać do póki nie będę mogła wejść boso.
- Natasha ubierz buty- Wysyczała Ramona.
- Jesteś Natasha Conors?- Zapytała z wyraźnym zdziwieniem
- tak, jestem Natasha Conors. Miło, że pani o mnie słyszała. Niestety nie mogę powiedzieć tego samego o pani.- Powiedziałam to najbardziej słodko jak mogłam. Starałam się też nie zacząć śmiać z miny moich towarzyszek.
- Dobrze, zatem was moje drogie zapraszam do gabinetu, a ty droga Nataszo możesz tak długo tutaj siedzieć aż nie poczujesz, że czas ubrać buty i do nas dołączyć.- Po tych słowach odwróciła się i weszła do budynku przez zdobione masywne drzwi. Dziewczyny poszły za nią.
- Jesteś uparta jak osioł- powiedział szofer –zupełnie jak twoja babcia
- ponoć. Są tutaj jakieś ciekawe miejsce na zewnątrz oczywiście?
- W lesie, który otacza Akademie są ruiny starych budowli, stary cmentarz oraz jeziorko
- dzięki- nie czekając na odpowiedz wzięłam szpilki i ruszyłam w głąb lasu.
Po jakiś 30 minutach błądzenia w lesie dotarłam w końcu do muru oddzielającego teren akademii od reszty świata. Znalazłam najbardziej zniszczoną część i zaczęłam się wspinać. Kiedy usiadłam na szczycie rozejrzałam się. W Okół było pełno dziko rosnących drzew i krzaków. Największą przeszkodą żeby teraz rozejrzeć się tam były pokrzywy. Nie zaryzykuje wejścia w nie z 2 powodów. Strasznie swędzi oraz ludzie by zauważyli, że próbowałam się wydostać. Przerzuciłam z powrotem nogę na teren szkoły opierając ją o fragment muru. Potem przerzuciłam drugą nogę tym samym cały ciężar ciała spoczął na brzuchu, który protestował. Noga zahaczyła o coś miękkiego i ciepłego. Obejrzałam się za siebie i zobaczyłam faceta koło czterdziestki. Był wysportowany i umięśniony. Włosy krótko ścięte. Jego kwadratowa twarz mówiła „ wpadłaś”. Złapał mnie i sprowadził szybkim ruchem na twardą glebę. Upadłam na tyłek.
- Próba ucieczki czy zwiedzanie okolicy? Nie ważne. 50 Pompek powinno zmienić wyraz twojej buzi.
Nie wykonałam ich. Właśnie za drzew wyłonił się szofer. Postanowiłam wykorzystać okazje i się rozpłakać.
- ała! – Powiedziałam szlochając- przez ciebie zwichnęłam kostkę.
Mój wybawca podszedł i obejrzał kostkę. Położył jedną rękę na moje plecy, drugą pod polana i podniósł mnie. Zanim odwrócił się żeby odejść na rękach ze mną w stronę budynku, pokiwał w podziękowaniu za znalezienie zguby. Jego silne ręce niosły mnie przez całą drogę do szkoły. Wniósł mnie do budynku. Kiedy położył mnie na jednym z 5 rozstawionych łóżek, podeszła młoda pielęgniarka, która sprawdziła moją kostkę.
- nie jest zwichnięta, ale na wszelki wypadek owinę ją bandażem. Najlepiej żebyś nie przemęczała kostki przez tydzień. Poinformuje nauczycieli, że jesteś zwolniona z zajęć fizycznych.
- dziękuję- spróbowałam wstać, ale jak to mówią jak chcesz dobrze udawać to strać równowagę.
Zachwiałam się. Przytrzymałam się łóżka. Odrzuciłam pomoc szofera i kuśtykając ruszyłam do wyjścia.
Doszłam do połowy korytarza i poczułam, że znowu jestem podnoszona.
- nazywam się Patrick i będę twoim katem dziś. Więc nie uciekaj mi, bo widzisz jak to się kończy.
- nie uciekłam tylko poszłam na spacer. A potem ten dziwny koleś mnie przewrócił.
- to nauczyciel walki i obrony.
- hmm świetnie. Czyli on uczy walki a ty?
- zajmuje się ochroną Akademii Nocy.
-, czyli nie jesteś szoferem?- Zachowywał kamienną twarz.
- nie
- gdzie idziesz?
- do Katriny
Kiedy dotarliśmy do gabinetu, Patrick wytłumaczył, że na spacerze zwichnęłam nogę. Katrina słuchała uważnie. Następnie wyszedł zostawiając mnie z nimi samą.
- spacer?

-Chyba nie myślałaś, że będę czekać bezczynnie, aż łaskawie pozwolisz mi wejść do budynku. Zresztą sądząc po minie tak sądziłaś. A teraz, jeśli chcesz żebym została w tej szkole pokaż mi mój pokój i łazienkę. Jestem zmęczona podróżą.-Zignorowała mnie. Dalej zaczęła rozmawiać z dziewczynami. Nie pamiętam, kiedy odpłynęłam. 

wtorek, 23 grudnia 2014

Rozdział 5

-Czy z Nalą będzie dobrze?
-Tak, będzie dobrze, ale musi się obudzić
Kto to mówi? Czyj to głos? I dlaczego pochodzi z oddali?
Gdzie ja jestem? Dlaczego nie mogę się poruszyć? Co się dzieje?
-Panie doktorze jak z nią, kiedy ona się obudzi?
Niestety nie wiemy, miała dużo szczęścia, że w ogóle przeżyła.
-Ale jak to?
-według raportu spędziła więcej niż pół godziny w wodzie, nieprzytomna. Nie wiadomo ile razy zaczerpnęła powietrza, i ile czasu była pod wodą.
O kim oni mówią? Dlaczego ktoś toną? Czy to możliwe, że mówią o Mnie?
Nagle wszystko ucichło i nic nie było słychać.
-Kto tu jest? Zapytałam cicho zachrypniętym głosem, brzmiącym jak nie mój.
Minęło trochę czasu i nikt nie odpowiedział. Nikogo tu nie było, a ja zostałam sama, całkiem sama. Nagle w mojej głowie pojawił się obraz. Woda. Wokół mnie była woda. Byłam w niej, topiłam się i nagle zobaczyłam naszyjnik. Krwistą różyczkę. Świeciła czerwienią, emanowała ciepłem.Wyglądała jakby krew z niej spływała. Krew. Wokół mnie było mnóstwo krwi, ale dlaczego. Czy to możliwe żebym to Ja krwawiła? Ale dlaczego?
Nie to nie może być prawdą, to jest nieprawdą!. To jest nieprawdą!. Nieprawdą. Nie! Nie! Nie!

-Obudzi się. Obudzi się! Natasza obudzi się!
Jakiś głos krzyczał, był coraz głośniejszy. Ktoś mnie dotykał. Ktoś mną potrząsał. Ktoś...
Nagle otworzyłam oczy i zobaczyłam kobietę. Wyglądała na wystraszoną. Coś do mnie mówiła.
Mówiła? Co ona mówiła? Dlaczego tu jest taki hałas? Ktoś krzyczy? Kto? Nikogo tu nie ma jestem tylko Ona i Ja?! To ja! To ja krzyczę! Co się stało? Nagle kobieta zasłoniła mi buzie ręką.
Błogi spokój, cisza.
-nic ci nie będzie jesteś bezpieczna – powiedziała kobieta w stroju pielęgniarki. Pielęgniarki?
-gdzie jestem – powiedziałam te słowa ledwo, a ona podała mi szklankę z wodą.
-Kiedy wypiłam wodę w końcu się odezwała.
-Jesteś się w szpitalu wojewódzkim. Przywieźli cię tu tydzień temu. Jestem Anita.
Miała około dwudziesty paru lat. Jest ładną szatynką o cerze koloru jasnej czekolady. Z pochodzenia jest chyba Amerykanką lub Afrykanką, ale też przypomina Polkę. Ma wąskie usta w kolorze jasnego brudnego różu. Brązowe oczy.
-Co?
-Ponoć topiłaś się, ledwo przeżyłaś.
-Nic nie pamiętam.
-To się często zdarza, ale nie martw się pamięć często wraca.
-Była tutaj mała dziewczynka, kazała Ci to przekazać jak tylko się obudzisz. Potem wrócę, muszę iść rozdać leki innym pacjentką.
Kiedy wyszła otworzyłam kopertę i zobaczyłam rysunek? Na rysunku byłam ja i Ewa. Byłyśmy na placu zabaw i się dobrze bawiłyśmy.

Wynurzyłam się z wody. Była coraz zimniejsza wiec tylko dolałam nowej. Co zamknęłam oczy przypominało mi się coś z czasu spędzonego w szpitalu lub jakieś urywki, które były wytworem mojej wyobraźni. Chce wiedzieć dokładnie, co się wtedy stało. Jakimś cudem widzę wszystko jakbym nie była sobą tylko widzem obserwującym całe zdarzenie. Słyszę stukanie do drzwi. Dorota otwiera je i z kimś rozmawia.  Powoli zanurzam szyję, potem brodę. Kiedy zanurzyłam się już cała słyszę dalekie stukanie do drzwi, lecz nie mam ochoty znowu być na powierzchni. Widziałam sznurek od deski oraz spieniona wodę. Nagle poczułam czyjeś silne ręce na ramionach. Pociągnęły mnie w górę tak ze usiadłam w wannie. Nade mną stał Dawid z przerażeniem w oczach. Przez ten gwałtowny „ratunek” woda wpadła mi do ust. Zanim wyplułam cała wodę, twarz Dawida przyjęła obojętny wyraz.
-Czyś ty zwariował! Jestem naga! Wyjdź!
-wyłaś z wody, koniec tego pływania- mówiąc to odwrócił się i zamkną oczy
- jakbyś nie wiedział drzwi są tamto te, co je rozwaliłeś!
- nawet się nie ruszę, wiec ubieraj się zanim postanowię sam to zrobić. Masz 5 min.
Pomimo moich krzyków i protestów on nie wyszedł. Dorota natomiast udawała, że tego nie słyszy.
Rzuciłam mu na twarz mały ręczniczek żeby mieć pewność ze nic nie widzi.

Kiedy w końcu wyszłam z łazienki, po wcześniejszym walnięciu Dawida w twarz poszłam do kuchni?
Przy stole siedziała Dorota oraz babcia. Podbiegłam do niej i wtuliłam się w nią, a ona delikatnie mnie objęła bojąc się ze coś mi się stanie. Po chwili usiadłam koło niej i chciałam zadać jej wiele pytań, lecz ona przerwała mój monolog. Po jej minie było widać ze nie jest tu w odwiedzinach, bo się stęskniła za nami.Na stoliku były księżycowe ciasteczka. Babcia je piekła tylko podczas Samhain lub kiedy chciała coś powiedzieć lub zrobić czegoś, co wolałaby uniknąć. Od czasu, kiedy ją ostatnio widziałam posiwiały jej niektóre pasma włosów. Także przybyło zmarszczek, a jej oczy pokazywały przemęczenie.  Patrzyła się na mnie jakby chciała się dowiedzieć, co w moim życiu się zmieniło, oceniała mnie po tym, co widziała zanim da mi powiedzieć to, co chce żeby wiedziała a nawet znacznie więcej. 
Wzięła ze stołu kuchennego zieloną herbatę i wypiła mały łyczek. Następnie wzięła oddech.
-Natasha powiedz mi, co się z Tobą dzieje?
- nic takiego lekko upuściłam się z Historii, a i jeszcze mam problemy z wiem
Spojrzała mi w oczy i dała tym spojrzeniem znać, że nie o to jej chodziło. Mam powiedzieć jej, co to były za tajemnicze wypadki.
-Babciu, nic u mnie ciekawego się nie dzieje. Zapytaj Hanny niech ona Ci opowie o swoich zawodach, albo Dawid..
-Dość, nie po to przejechałam taki kawał drogi żeby słuchać wymówek.  Chce dokładnie wiedzieć, co się stało, że zaczęłaś się topić, oraz akcja z tym zdechłym zwierzem
- To była wiewiórka
- nie obchodzi mnie ta wiewiórka, tylko to, co się z Tobą dzieje. Zacznijmy od tego, dlaczego po tym jak spadłaś z deski nie wypłynęłaś
- nie pamiętam – spojrzała na mnie z gniewem i zadawała pytania o wiewiórkę. Na żadne pytanie nie odpowiedziałam. Nie to, że nie chciałam, lecz nie potrafiłam. Wstałam z krzesła i ruszyłam na balkon. Dawid naprawiał drzwi łazienkowe, Hanna gadała przez telefon, a reszty nie było w domu. Usiadłam w rogu na balkonie tak żeby obserwować jednocześnie plac zabaw oraz parking samochodowy. Czarny elegancki samochód z przyciemnianymi szybami stał pod blokiem. Kierowca właśnie kończył palić papierosa. Babcia zawsze jeździła służbowym autem. Lecz nigdy jednego nie chciała wyjawić. Mianowicie gdzie pracuje.  Na placu zabaw dzieciaki bawiły się w „ziemia parzy”. Ich opiekunowie siedzieli na ławeczkach i rozmawiali. Na balkon wszedł Dawid i usiadł koło mnie. Z okna nie było nas widać, więc Dawid wyciągnął papierosa i zaciągnął się dymem. Zabrałam mu zapalniczkę i zaczęłam bawić się ogniem. Mieliśmy umowę. On oddaje mi zapalniczkę do zabawy, a w tym czasie był bezpieczny ze odwdzięczę się mu za liczne tortury i na przykład doniosę Dorocie ze pali. Usłyszeliśmy otwieranie się drzwi balkonowych. On wyrzucił papierosa ja schowałam zapalniczkę. Lecz to nic nie dało, babcia i tak zauważyła. Oparła się o barierkę. Wszyscy w ciszy patrzyliśmy się na plac zabaw. W końcu przemówiła babcia.
- To się musi zakończyć. Wiem, że poczujecie się pokrzywdzeni, ale to dla waszego dobra. A teraz marsz na obiad. – Obróciła się i zaczęła wychodzić, lecz w drzwiach się zatrzymała- Dawid dobrze by było gdyby reszta papierosów wyleciała także za barierkę, łącznie z zapalniczką, która ma Nati.
Na obiedzie panowała cisza. Wszyscy jedli i nikt nie chciał tego przerywać. Wszyscy wiedzieli ze zawsze najgorsze nowiny oraz postanowienia są mówione po obiedzie. Każdy jadł jak najwolniej. Lecz nie można było przeciągać tego w nieskończoność. Jak zwykle pierwsza przemówiła babcia z stoickim spokojem.
- Dużo się ostatnio działo, szczególnie to się tyczy Nataszy. Więc postanowiłam dać Ci i resztę skarbie odpoczynku. Dlatego wysyłam Cię do szkoły z internatem na Azara.
- ale jak to mnie?! Przecież to nie ja szlajam się po klubach!
- Spokój! Daj mi dokończyć.-Zamilkłam- To nie jest szkoła, do której masz iść za kare. To elitarna szkoła, do której wysyłam Cie żebyś ja ukończyła, ponieważ wiem, że poradzisz sobie. Ale jeżeli cię to pocieszy to rozmawiałam z dyrektorem tej uczelni i powiedział, że da twojej przyjaciółce oraz jej kuzynce stypendium, więc jak się zgodzą to będziecie tam razem w żeńskim akademiku.
-, Ale ja nie chce opuszczać tego miejsca. Azara to przecież inna galaktyka i planeta, a portale jeszcze nie działają dobrze.
- to już nie ma znaczenia, postanowiłam. Dostaniecie przepustki, dzięki którym portale będą przyjemnością. Za to, co się tyczy wybryków Dawida i Hanny. Obydwoje zastajecie ukarani. Zakaz spotkań z przyjaciółmi, zajęć dodatkowych oraz kieszonkowego i sprzętów elektronicznych.

Obije nawet nie pisnęli słowem. Wiedzieli dobrze ze kasę będą musieli zebrać na własne sposoby, za to reszta kar, cóż jest i za max tydzień nie ma. Za to ja mam kare na długie miesiące.

środa, 24 września 2014

Rozdział 4

Następne dni mijały spokojnie. Ramona z Kasią często przychodziły mnie odwiedzać. Kasia nawet nie była taka zła, lubię jak mi opowiada o różnych magicznych rzeczach. Przychodzi do mnie z rana i zostaje praktycznie do nocy.
Kiedy dziś się obudziłam z radością zauważyłam SMSa z pytaniem czy mogą wpaść po południu. Wstałam z łóżka i przyszykowałam sobie sałatkę na śniadanie. Puściłam na cały regulator radio rmf maxxx.

Po tygodniu niespodziewanie Dawid kazał mi ruszyć swój tyłek i się ubrać. Zdziwiłam się trochę, ale posłuchałam Go. Ku jeszcze większemu zdziwieniu Dorota sama zaproponowała żebyśmy się we dwójkę przeszli na spacer. Dziś była piękna pogoda przez cały dzień. Całą drogę na plaże przebyliśmy bez zwracania się do siebie. Nie wiem, czemu ale cały czas był przy Mnie. Myślałam, że kiedy oddalimy się od domu pójdzie sobie do znajomych. Ale nie, On szedł w milczeniu obok mnie. Usiadłam nad brzegiem. Krótko po mnie i On usiadł.Mimo wszystko zachowywał się jakbym była powietrzem. Nie wytrzymałam w końcu tej ciszy.
-Dlaczego
-Dlaczego co?
-Dlaczego tu jesteś?
-Mam cie pilnować- powiedział to tak obojętnym tonem, że zrobiło mi się zimno.
-Nadal Cie nie rozumiem
-niby, co tu jest do zrozumienia?
Znowu cisza. Zaczęłam rysować kręgi na mokrym piasku. Cisza, która panowała między nami była męcząca. Wtedy Jego słowa zszokowały mnie.
 -Naprawdę chciałaś się zabić?- Kiedy to mówił patrzył mi prosto w oczy. Jego oczy mówiły wszystko. Mimo tego ze chciałabym mu powiedzieć nie. To wiem jedno, nie uwierzy mi. Jak mu teraz zaufam to tylko pogrążę samą siebie. Nikt mi nie uwierzy.
Wstałam i zaczęłam iść do wyjścia z plaży. Nim dotarłam jednak do niego poczułam silny chwyt na ramieniu. Mimo tego ze brat gra dużo w piłkę nożną to nie zapomina o ćwiczeniach na mięśnie ramion.
-Odpowiedz – nim się zorientowałam obrócił mnie twarzą do siebie. –Nie zachowuj się tak jakby nic się nie wydarzyło.
--zostaw mnie!- Próbowałam się wyrwać. Jednak im więcej ruchów wykonywałam tym on mocniej ściskał mój nadgarstek, który złapał, gdy obracał mnie.
-mama ma racje, nigdzie nie będziesz chodzić sama!-Tego już było za wiele
-Ona nie jest Moją matką. Tylko twoją. Nigdy nie będzie mi rozkazywać. To samo tyczy się Ciebie! Nigdy nie będziesz moim bratem!- Po tych słowach nasączonych jadem zaniemówił. Szarpnęłam jeszcze raz. Bez przeszkód wyciągnęłam nadgarstek z jego uchwytu. Obróciłam się na pięcie i spokojnie ruszyłam w kierunku centrum.
Jak zwykle w mieście było dużo hałasu.Ludzie właśnie kończyli pracę. Inni byli na zakupach, randkach lub spotkaniach z przyjaciółmi. Z kawiarni i barów słychać było rozmowy. Wszyscy w okół mnie byli szczęśliwi, tylko nie ja. Ja jestem wściekła. Wściekła na siebie i na innych. Powoli skręciłam w stronę parku. Mijali mnie kolorowi ludzie, którzy patrzyli na mnie z pogardą a inni z litością czy troską. Musiałam wyglądać fatalnie, ale cóż ich problem ze muszą na mnie patrzeć. W parku widziałam pełno szczęśliwych rodzin z dziećmi. Zakochane pary tuliły się do siebie. Można od tego całego szczęścia dostać depresji. Kiedyś z Dorotą też tu przychodziliśmy. Kiedyś nie znaliśmy tej brutalnej prawdy. Patrząc na to teraz aż dziwnie jest to ze nigdy nie zwróciliśmy uwagi na brak podobieństwa miedzy nami. Prawda boli. Jeszcze 5 lat temu byliśmy kochającą się rodziną. Kiedy pewnego razu Dorota z Tatą wyszli z domu na romantyczną kolacje dali nam tyle zaufania ze mogliśmy zostać sami w domu. Bawiliśmy się w chowanego. Schowałam się w szafie, która zwykle była trzymana pod kluczem, ale tym razem tata zapomniał o nim. Wzięłam latareczkę i siedziałam tam długo. Nikt nie pomyślał żeby zajrzeć do tej szafy, bo zawsze była zamknięta. Z nudów zaczęłam czytać papiery. Były tam rachunki i inne bzdety. W końcu natchnęłam się na papierki o nazwie akty urodzenia. Dowiedziałam się wtedy ze Dawid ma na drugie imię Adam. Aż w końcu dotarłam do mojego i Hannah. Były dziwne. W miejscu na dane rodziców pisało: Ojciec: NIEZNANY   Matka: Sara Smith. Kiedy wrócili rodzice do domu wyszłam z szafy. Okazało się ze, kiedy moje rodzeństwo mnie nie znalazło zadzwonili po nich. Rzuciłam im kartki pod nogi i zapytałam o wyjaśnienie. Dorota z płaczem przyznała, że nie jest naszą matką tylko Will i Dawida. Wtedy nie znałam na to określenia, ale teraz wiem jak to się nazywa. Patologia. Nasz „ojciec” nas zostawił po pewnym czasie spotykania się i nigdy nie wrócił. Sara zmarła po urodzeniu nas. Ślady się urwały. Nie było punktu zaczepienia. Nie miałyśmy rodziny. Hannah po tym się zmieniła. Zaczęła być coraz większą suką. Ja przestałam traktować ich jak rodziny tylko Ewę potrafiłam kochać jak siostrę.
Zrobiło się zimno. Wstałam z ławki i zaczęłam iść w stronę wyjścia. Minęłam tablicę z datą i nazwą założenia parku. Koło tej tablicy leżała wiewiórka. Zbliżyłam się do niej, kiedy chciałam jej dotknąć zaczęła piszczeć. Kiedy jej się przyjrzałam zobaczyłam, że nie ma jednej nogi. W miejscu gdzie powinno być leciała krew. Całe futerko wiewiórki było we krwi. Zdjęłam bluzę. Wzięłam wiewiórkę przez nią i zaczęłam biec. Przebiegłam przez kilka ulic. Za mną słyszałam stłuczkę kilku aut. Chyba spowodowałam wypadki. Wściekli kierowcy, którym niemal wpadłam pod koła trąbili i bluzgali. Ludzie krzyczeli na mnie jak opętani. W końcu widziałam drzwi przychodni weterynaryjnej. Stała tam jakaś kobieta. Nie widziałam, co robi, ale to nie miało znaczenia. Kiedy do niej podbiegłam krzyknęłam Z drogi, lecz ponieważ zaschło mi w gardle wyszło mi jakieś jąknięcie. Spojrzała na Mnie z widocznym na twarzy zaskoczeniem. Zdążyła odskoczyć.
-Nie!-Krzyknęłam
-Co się stało? Uspokój się!
-Ona zaraz się wykrwawi- mówiąc to odsłoniłam jej kawałek bluzy, w której przebywała ranna wiewiórka.
Kobieta jak tylko zobaczyła wiewiórkę spokojnie otworzyła kluczykiem drzwi i wpuściła mnie do środka. Kiedy we mnie się gotowało Ona szła spokojnie do drzwi z napisem „Gabinet, proszę pukać”. Zapaliła lampy halogenowe i weszła do środka. Podeszła do stołu.
-połóż wiewiórkę tutaj –posłusznie wykonałam polecenie. Następnie odsunęłam się i usiadłam koło biurka. Po chwili podeszła do mnie.
-gdzie znalazłaś wiewiórkę?
-przy zachodnim wejściu do parku. Strasznie piszczała. Dlaczego pani nic nie robi żeby ją uratować- pewnie wyszedł bełkot a nie słowa.
-Ona nie żyje
-Ale przed chwilą piszczała!- Przecież ja słyszałam
-jak masz na imię?
-Natasha
-Natasho ona nie żyje od dawna
- To nie możliwe przecież przed chwilą piszczała!- Podeszłam do stołu. W tym świetle wszystko było wyraźne. Weterynarka miała rację, Ona nie mogła przed chwilą żyć.
-Ale ja ją naprawdę widziałam żywą!
-Kotku, ona nie mogła żyć przed chwilą. Została w połowie zjedzona. Spójrz na krew, już dawno zaschła.
Co się ze mną dzieje? Przecież słyszałam ją! Widziałam jak się porusza, ale ta kobieta ma rację. Wiewiórka jest w połowie zjedzona. Usiadłam koło stołu. Podciągnęłam kolana pod brodę i zaczęłam płakać. Poczułam jak ktoś zaczął mnie głaskać po głowie. Kiedy w końcu podniosłam głowę zobaczyłam Dawida. Przysiadł koło mnie i przytulił. Kiedy się uspokoiłam, bolała mnie głowa. Nie chciałam nic słuchać, ale co jakiś czas dochodziły mnie fragmenty rozmowy Brata i lekarki. Nic nie mówiąc wstałam i skierowałam się do wyjścia. Dlaczego coś takiego mi się przydarzyło? Jakbym miała problemów. Było już ciemno. Powietrze było chłodne. Nie było już tłumów. Jednak ludzie patrzyli się na mnie jakbym uciekła z psychiatryka. Tym razem jeszcze więcej było w ich spojrzeniach litości i pogardy. Odsuwali się ode mnie. Znowu coś mnie złapało od tyłu, ale zanim zdążyłam krzyknąć powstrzymała mnie duża dłoń. Dawid. Obróciłam się i zobaczyłam jego zmartwioną twarz. Zdjął swoją bluzę i założył mi ją na ramię. Dopiero teraz zauważyłam różnice. Wszyscy ludzie byli w kurtkach a ja w topie. Nagle zaczęło mnie coś parzyć. To było tak silne uczucie ze nie mogłam wytrzymać. Pociągnęłam za sznurek i wyjęłam Róże. Paliła mnie. Była tak gorąca. Kiedy zobaczyłam ze Dawid patrzy na to całe zdarzenie chciałam ją schować. Lecz nie zdążyłam. Złapał za nią i się oparzył. Chwile po tym róża ostygła. Była znowu zimnym kamykiem. Schowałam ją. Dawid chciała coś powiedzieć, ale zaczęłam iść w kierunku domu. Dogonił mnie i szliśmy spokojnie przez cały czas nie odzywając się do siebie. Kiedy weszliśmy do klatki przerwał milczenie.
-, co się stało?
-Nie chce o tym rozmawiać-szybko pokonałam piętra i weszłam do domu. Dawid był za mną. Od razu poszłam do Łazieki. Nalałam samego wrzątku. Pełną wannę. Powoli zanurzyłam się słyszałam za drzwiami wzburzone rozmowy. Właśnie Dorota się dowiedziała, co zrobiłam. Potem będę mieć kłopoty. Ale to dopiero potem.

piątek, 19 września 2014

Rozdział 3

Siedziałam na kuchennym blacie, patrzyłam jak Babcia robi obiad. Jej pasją było gotowanie i pieczenie. Nikt nie mógł wchodzić do kuchni, podczas kiedy ona gotowała. Siedziałam już tak wpatrzona w nią już jakiś czas. W końcu mnie spostrzegła. Widziała jak patrzę na to, co robi i nie odezwała się ani słowem. Wiedziała jak bardzo bym chciała nauczyć się gotować chodz by miało być to najprostsze danie. I pewnie pragnęła mnie nauczyć, lecz była przeszkoda do tego. A mianowicie sama ja, moja moc, co niszczyła wszystko, co było związane z kuchnia. Nie wiadomo jak to się działo, ale jedno było pewne. Nawet czajnik nie jest w stanie przy mnie przetrwać. Chodź nacisnąć wystarczyło jeden guzik, aby się zagotowała woda, mi nigdy się ona nie zagotowała. Czajnik zawsze zdarzył się popsuć. Obojętnie czy nowy czy stary, nigdy nie udało mi się to. Zawsze się śmiano ze nie powinnam brudzić sobie rąk, bo w przyszłości zawsze będę dostawała gotowe posiłki. Moja przyszła funkcja w społeczeństwie jest najważniejszą i powinnam się zając nauka i szkoleniem się w wielu dziedzinach żebym mogła w przyszłości wykonać to, co dziedziczyłam. Dziedzictwo to było zarówno po matce jak i z przyczyn tak zwanych „sił wyższych”.
Babcia odstawiła miskę ubrudzoną od masy do ciasta czekoladowego. Wzięłam ja i zaczęłam palcem zbierać resztki masy i oblizywać je. Spojrzała na mnie z takim smutnym wzrokiem. Wzrok ten mówił, że to nie powinno się zdarzyć. Jestem do tego za młoda. Lecz nie było innego wyjścia jak tylko wykonać moje przeznaczenie. Rodzina nazywa mnie Stee, ale większość Ludzi mówi mi Pierwszy dziedzic. Nie podoba mi się to, ale nie zmienię nawyków miliarda a nawet i biliona osób.
Do kuchni wszedł Karo, brat taty. Jest najlepszy na świecie, pozwala mi być sobą. Często w weekendy przebieramy się w ciuchy gangsta-rock i idziemy w jakieś fajne miejsce. Kupił mi czerwoną perukę z długimi włosami. Dzięki temu nikt nas nie poznaje. Mam wtedy jeden dzień spokoju od etykiety i innych głupich spraw, które mnie nie obchodzą a muszę je znać. Podczas tych dni zachowuje się jak zwykła dziewczyna jedząca Hamburgery i inne rzeczy z FastFoodów.
Czasami wydaje mi się ze, jako jedyny wie, co zrobić żeby mi pomoc oderwać się od świata, w którym muszę się porządnie zachowywać i zabiera mnie tam gdzie mogę być sobą. To On podarował mi gitarę klasyczną, kiedy odkrył, że mogę mieć prawdziwy talent.
Kolejne dni mijały a ja czułam się coraz lepiej, coraz bardziej jak normalny człowiek. Ten jeden dzień w tygodniu stanowił dla mnie cały świat. Co dziennie liczyłam godziny, kiedy w końcu będzie piątek. Chodzenie do szkoły było nudne. Fałszywi przyjaciele, którzy próbowali się podlizać, ponieważ ich rodzice wmawiali im ze jak się zaprzyjaźnia ze mną to będą mieli w przyszłości lepsze życie. Ciągłe zachwyty moją osobą. Nie wiem czy tylko mnie chciało się rzygać od tego czy może innym też, ale chcieli zdobyć coś. „Musisz być przykładem dla innych, jeżeli ty nie będziesz to nikt nie będzie „ Te słowa wiecznie słyszałam w głowie, gdy chciałam już się poddać i wyzwać kilka osób. Słowa mojej matki, które wbijała mi do głowy od małego.
Nadszedł w końcu piątek odliczyłam ostatnie trzy minuty lekcji. Kurtkę już odebrałam z szatni dwie lekcje temu. Nie dotyczył mnie zakaz wnoszenia kurtek i innych rzeczy an lekcje, bo każdy chciał być mi przychylny. Trzy, dwa, jeden… dzwonek zaczął dzwonić jak szalony a ja ruszyłam biegiem z miejsca, pakując w biegu ostatni zeszyt. Ruszyłam do domu najszybszym skrótem, jaki tylko znałam i mimo sprzeciwu mojej straży, która składała się w normalne dni z 4 osób, które się wymieniały. Dziś akurat był Ress i Kamelo na warcie. Biegli za mną krzycząc ze nie wypada mi tak się zachowywać. Nagle straciłam równowagę. Nie przez nierówny teren czy brak równowagi leczy przez zaczynającą się wizję. Upadłam na twarz, ale to nie było w tej chwili ważne. Rozpoznałam tą wizję. To była wizja katastrofy. Krew zaczęła wylatywać mi z nosa i z buzi. Przed oczami widziałam już tylko niewyraźny obraz i czerwień, kiedy już nic nie słyszałam wiedziałam, że już prawie zaczyna się, jeszcze tylko ostatnia najbardziej sprawiająca ból oznaka. Kiedy wizja się zacznie będę na krawędzi życia i śmierci. Czuje na twarzy ręce jednego z ochroniarzy potem wiem, że podnoszą mnie, lecz tego nie czuje, ponieważ serce w tym momencie przestaje mi bić.
Stoję na skraju łąki. Targa mną determinacja oraz bardzo silna adrenalina. Czuje zew krwi. Moje oczy są skierowane na Mojego tatę. W jego oczach jest takie zło. Wystraszyłam się, lecz nie poruszyłam, a po dlatego ze jestem w ciele kogoś innego. Osoby, która dokona zaraz wyboru czy stracić życie czy zabić osobę, która się kocha.
- To jak braciszku, co wybierasz? Zabicie mnie i pozostawienie swojej narzeczonej wraz z poczętym dzieckiem. A może spróbujesz ich uratować? Jak myślisz, co będzie w tym momencie najlepszym rozwiązaniem?
Karo nic nie odpowiedział, lecz wiedziałam, co zrobi, ponieważ to w jego ciele się znajdowałam. To jego ciało czuło wielkie rozdarcie.
-Dlaczego to robisz?- W końcu wypowiedział to zdanie, lecz także wiedział, że nie przeżyje żeby komuś opowiedzieć o tym.
-Dlaczego? To proste, poza Dianą, Mną i Tobą nie ma nikogo, kto by mógł zasiąść na tronie, dopóki Stepheni nie osiągnie osiemnastego roku życia. A ja chce władzy. A ponieważ Diana zamiast mnie powierzyła w testamencie tron tobie, to niestety, ale w tym momencie musze wyeliminować zagrożenie.
-I, co najpierw zabijesz nas a potem Dianę? Na końcu będzie Stee?- Kiedy to wypowiadał sam nie mógł uwierzyć ze to prawda a jednak to się działo naprawdę a Don śmiał się ze jego brat tak długo nie widział w nim zagrożenia. Teraz już koniec był bliski.
Ojciec nacisnął guzik, który opuścił wielka kosę, która leciała wprost Sindi i jej dziecka, które miała urodzić za miesiąc. Karo biegł, lecz niestety było już a późno. Jedynie, co tym osiągnął to, że sam się jeszcze nadział na nią.
Wróciłam do swojego ciała, wystraszona i obolała. W ustach miałam smak krwi a szyja mnie bolała od kosy. Przez która Karo nie żyje a ja umierałam razem z nim.
Powoli odzyskiwałam siły. Dostałam wodę do picia, która opłukałam sobie gardło. Robiłam tak codziennie, chociaż od tygodnia czułam to samo. Minoł równy tydzień odkąd dostałam wizji. Krótko po tym jak odzyskałam głos na tyle by powiedzieć, co się stało, wysłano oddział ratowniczy, lecz niestety się spóźnili. On zatarł wszystkie ślady. Kiedy tam dotarł oddział specjalny, wszystko wyglądało jakby Karo i Sindi popełnili samobójstwo. Nikt mi nie uwierzył ze to wina Dona. Ten człowiek pozbawił mnie szczęścia i miłości. Jedyne, co dowiedziałam się z tej wizji to, kto jest moim prawdziwym wrogiem. Kogo należy się bać i postarać się pokonać. Nie będę tak zaślepiona jak moja rodzina.
Pogrzeb był piękny. Taki jak sobie zażyczył Karo w testamencie. Skromny i z białymi liliami. Nie było stypy. Było tylko piękne przemówienie i pochowanie ciał całej trójki. Kiedy ludzie zaczęli się rozchodzić, poprosiłam Mamę o to by zostawiła mnie na 5 minut samą. Zrobiła tak. Zostałam sama. Uklękłam przed świeżą mogiła, wyciągnęłam sztylet Aregiku i przecięłam sobie linię życia.
Przy białych liliach składam Ci ofiarę z mej krwi
Niech twoja dusza spoczywa w pokoju
Twoja bratanica z krwi, zadość uczyni Ci
Dziś składa przysięgę
By pomścić twą udrękę

Pomszczę was i przywrócę wam dobrem imię. Zginęliście tragicznie, nigdy was nie zapomnę.

Rozdział 2

Łzy mi się lały...
Ledwo widziałam napis na nagrobku tak dobrze mi znanym
Daria Conors
*27.08.1977
15.05.1995
-Mamo, tak bardzo Cię potrzebuje, dlaczego mnie zostawiałaś? Dlaczego Cię tu nie ma ze mna?
-Czasem tak bywa, ale trzeba sobie radzić z tym, co życie nam szykuje.Wiem, że to boli, bo sama doświadczyłam podobnej straty.-Kiedy się obejrzałam zobaczyłam białowłosą kobietę, która wyglądała jak modelka z różnych czasopism. - Miała ładne zielone oczy kolorem przypominające szmaragd.
- Nie bój się, mam na imię Stephanii i tak jakby się znamy. Mówiąc to uśmiechnęła się ukazując perliście białe, równe zęby.
-Jak to się znamy? - Powiedziałam zachrypniętym głosem.
- Hi hi, wiem, kim jesteś skarbie, przyszłam tu specjalnie żeby cię zobaczyć i dać ci coś.
- Hę? Nie rozumiem, skąd pani mnie zna?
- Tak, znam cię lepiej niż ty sama znasz siebie.
- Jak to możliwe?
- Wytłumaczę ci to, ale nie teraz. Proszę weź to i pamiętaj nigdy nie uciekaj stawiaj czoła wszystkiemu, nawet jak wiesz, że jesteś na przegranej pozycji - kiedy to mówiła uśmiechała się słodko i niewinnie. Miała z dwadzieścia lat, nie więcej.
Wkładając mi jakiś przedmiot do rąk pocałowała mnie w policzek i odeszła poruszając się z gracją, jaką można by pozazdrościć. Kiedy spojrzałam na dłonie ujrzałam białą różyczkę z Morganit albo z innego kamienia szlachetnego, którego nie rozpoznawałam. W środku róża miała barwę mleka, płatki miała przezroczyste, ale na końcach były czerwone jak krew. Róża wyglądała jakby płakała krwią, ale i tak była przepiękna.
Resztę dnia spędziłam na ławce koło pomnika mamy myśląc nad tajemniczą Stepheni, wisiorkiem i całym swoim życiu, jakie ono jest beznadziejne.

Kiedy otworzyłam drzwi domu czekała już na mnie Dorota.
- Gdzieś ty była jest już dziewiąta! Nie byłaś ani na obiedzie, ani na kolacji i co najważniejsze uciekłaś ze szkoły!- Wiedziałam, że tymi słowami mogę ją bardziej zdenerwować, ale byłam dość zmęczona by się tym przejmować
-Jestem zmęczona, możemy jutro pogadać?
-Myślisz ze to wystarczy?! Cały dzień haruje, a ty jeszcze wagarujesz! Czemu nie możesz być jak twoja siostra Hannah? Ona nie dość, że jest dobrą uczennicą to jeszcze się nie spóźnia!
- Ona dobrą uczennicą?! Chyba tylko z wf-u, a tak to ze wszystkiego jest zagrożona, a ja mam szanse na świadectwo z paskiem, ale oczywiście tego nie widzisz, bo Hannah jest zawsze najlepsza. Raz się tylko spóźniam do domu, a ty już na mnie naskakujesz! Nie jesteś moją mamą i nigdy nią nie będziesz! - Po tych słowach poszłam do swojego pokoju. Jak ona mogła na mnie naskoczyć? Zawsze jej pomagam a ona tak się odwdzięcza?
Nagle zaczęło coś mnie boleć ból był wszędzie. Nie wiedziałam, co mi jest.
- Coś ci jest? - Zapytała się właśnie wchodząc na moje łóżko Ewa
- Nic mi nie jest, walnęłam się o drabinkę - małe kłamstwo, ale cóż, ból przeminął tak szybko jak się pojawił.
• Ok - mówiąc to położyła się koło mnie
• To jak tam dzisiejszy dzień ci miną?-Zapytała próbując odwrócić jej uwagę ode mnie
• Może być, widziałam, co ci Dawid i Hannah zrobili
• To nic - próbowałam ją przekonać, ale ona znała mnie zbyt dobrze żeby się na to nabrać, więc już po pięciu minutach byłyśmy wtulone w siebie. Nawet nie wiem, kiedy zasnęłam w ubraniach.

Wreszcie sobota, dzień długiego spania i odpoczywania. Wyglądając przez okno zobaczyłam piękną pogodę na plaże. Zadzwoniłam do Ramony, odebrała telefon cała zaspana, więc nie czekając na jej ani jedno słowo nakazałam jej pakować się, bo ruszamy na plażę. Umówiłam się z nią za godzinę za klifem, w naszym ulubionym miejscu, na dzikiej plaży, o której nikt nie wiedział oprócz nas, ponieważ wchodziło się do niej przez małą jaskinie, przed którą zwykle ludzie pili piwo i grillowali, ale nikt nie odważył się do niej wchodzić. Miejscowa legenda głosiła, że jest nawiedzona przez duchy ludzi, którzy zostali tu blisko pochowani żywcem, ale ja żadnego do tej pory nie widziałam, a chodzę na nią od pięciu lat.

Kiedy przeszłam przez jaskinie zobaczyłam, że jestem pierwsza, więc się przebrałam w strój od surfingu i wyciągnęłam z naszej kryjówki deski. Jestem lepsza od Ramony w surfingu, to jedyny sport, w jakim sobie radzę, ale i tak nie mówię o tym nikomu.
Kiedy usłyszałam moją ulubioną piosenkę wiedziałam, że Ramona już wychodzi z jaskini, jednak jak zdziwiłam się widząc jakąś dziewczynę idącą za nią.
-Cześć, to jest Kasia moja kuzynka z Nowego Jorku, będzie ze mną mieszkać przez rok. A to jest Natasha moja najlepsza przyjaciółka.- Miała poczucie winy wypisane na twarzy, ponieważ nie poinformowała mnie wcześniej o tym.
• Cześć - przywitałam się, ale ona patrzyła na mnie jakbym urwała się z innej planety.-Zapadła długa cisza przez to ze Kasia nic nie zrobiła.
Ramona chcąc przerwać tą niezręczną ciszę zagoniła nas do przygotowań.
• Umiesz surfować? - Zapytałam z nadzieją, że przestanie się na mnie gapić.
• Nie, i tobie też nie radze. Taka jak ty nie powinna za długo przebywać w wodzie
• Aha- posłałam Ramonie spojrzenie, które znaczyło „kogoś mi tu przyprowadziła?”.
• Kasia, Natasha, ruszcie się i chodźcie fale są coraz większe!- Próbowała odwrócić naszą uwagę
• Ja posiedzę tutaj i popatrzę - powiedziała Kasia rozkładając koc na piasku.
• Ok.- ulżyło mi, gdy to powiedziała
Kiedy oddaliłyśmy się od Kasi zapytałam Ramony, czemu ona jest taka dziwna. Wtedy dowiedziałam się, że Kasia, myśli, że jest zaklinaczką duchów oraz czarownicą. Jednym słowem wariatka. Jak można myśleć, że w XXI wieku są zjawiska paranormalne?



Wybrałam fale, kiedy mnie uniosła stanęłam na desce. Powróciło do mnie to uczucie, że wszystko mogę, nikogo nie ma oprócz mnie, deski, fali i wiatru, który niosąc krople zimnej wody chłodził mnie. Podczas pływania na desce, świat jest jedną wielką zamazaną plamką. Nic się nie liczy oprócz tu i teraz, nie ma żadnego może, nie ma żadnego, ale. Jestem tylko ja i moje szczęście. To jakby wyciszenie myśli. W tej chwili byłam jak James Cook, który przepłyną Pacyfik na desce i dotarł na Hawaje. Wpłynęłam pod fale, kiedy zaczynała się zamykać. To niesamowite uczucie, kiedy woda była dookoła mnie, ale mnie nie dotykała bez mojego pozwolenia. Już za późno, nie zdążyłam. Fala na końcu tunelu, z którego miałam wypłynąć zamknęła się. Fala zaczynała się bardziej zamykać, nigdzie nie mogłam uciec. Jedyna moja szansa, ostatnia nadzieja w tym, że kiedy połączy się cała z wodą poniżej, nie skotłuje mnie mocno. Już dotykała mojej lewej ręki, głowy, barków. Nagle poczułam, że tracę równowagę, że cała woda jest na mnie. Spadałam. W ustach już mam wodę. Fala się położyła, za nią następna i następna i następna. Otworzyłam oczy, byłam pod wodą. Nade mną widziałam spienioną wodę, pode mną piasek, ciemny jak noc, w bezgwiezdną ciemną noc. Nagle coś złapałam. Sznurek. W umyśle jakby mój głos mówiący, że to sznurek od deski. Nagle sobie przypomniałam. Deska. Chwyciłam za sznurek przywiązany do mojej kostki i zaczęłam płynąć w kierunku światła. Tam gdzie najjaśniej. Do świata... Do przyjaciółki... Tlen! Robiło mi się słabo. Brakowało mi energii. Nie mogłam się ruszyć. Byłam za ciężka. Nagle poczułam ból w piersiach. Ja chce żyć, ja chce żyć, żyć! Nagle znalazłam się na powierzchni. Dopłynęłam do deski, weszłam na nią. W głowie mi się zakręciło, kiedy wdychałam powietrze kłuło mnie w piersiach, potem nie wiem, co było dalej, chyba straciłam przytomność...


wtorek, 10 czerwca 2014

ROZDZIAŁ 1


3 MIESIĄCE PÓŹNIEJ

Rozdział 1

• Natasha wstawaj!!!
• Jeszcze 5 minut - powiedziałam sennie, ale wiedziałam, że i tak niedostane nawet pięciu sekund. Nie wtedy, kiedy Dorota szła do pracy na południową zmianę.
Jakby tego było mało zabrała mi kołdrę, jednocześnie zwalając mnie z łóżka piętrowego. Kolejny raz pożałowałam ze kazałam usunąć barierkę zabezpieczającą. Uznałam ze w wieku 13 lat jestem za stara na takie rzeczy. Od tego czasu minęły już ponad 3 lata, a ja, co najmniej dwa razy w tygodniu spadam. Gdyby nie fakt ze łóżko poniżej jest dwuosobowe miałabym nie miły kontakt z grubymi panelami.
-ała!-Krzyknęła Hannah, na którą spadłam.- Ty szmato! Jak mogłaś znowu mi to zrobić?
 Wyciągnęła spode mnie nogi i skopała mnie na podłogę. Zaczęłyśmy się znowu kłócić. Nagle wtrąciła się Dorota z tonem, którego używała w pracy.
-cisza! Jesteście bliźniaczkami i powinniście się szanować i sobie pomagać, a nie być największymi wrogami. Kiedyś może się okazać, że będziecie zdane tylko na siebie.-Ta groźba ociekała jadem a zarazem czuć było krople troski. A teraz Natasha marsz do łazienki, a ty Hannah posprzątaj tu – nie czekając na odpowiedz wyszła.
 Nie sprzeciwiłyśmy się. Wyciągnęłam z komody czarny top, do tego czarna bluzę z kapturem oraz stare podarte jeansy i poszłam do łazienki. Umyłam się, ubrałam w ciuchy i dla większego kamuflażu narysowałam sobie czarna kredką kreski an powiekach. Dla efektu użyłam tuszu do rzęs. Nie lubię być w centrum uwagi, dlatego staram się jak najmniej być widoczną. Walczyłam długo z włosami, ponieważ poprzedniego dnia nie chciało mi się ich suszyć. Efektem mojego lenistwa są kołtuny, cała masa. Kiedy w końcu udało mi się rozczesać je, użyłam gumki do włosów żeby zrobić tak zwany koński ogon.
 Za drzwiami usłyszałam bliźniaczkę, która narzeka ze długo siedzę w łazience. Tak po złości usiadłam na zielonym dywaniku koło wanny, o która się oparłam i zaczęłam smsować z Ramoną.
 W końcu usiedliśmy do śniadania. Naprzeciwko mnie usiadła jak zwykle Hannah. Była ubrana w najmodniejsze ciuchy. Perfekcyjny makijaż podkreślał jaj piękną twarz oraz oczy koloru rubinowej zieleni oraz włosy uczesane w kok. Podobne oczy i włosy widziałam za każdym razem w lustrze. Gdyby nie ciuchy, makijaż oraz inne uczesanie ludzie by nas mylili ze sobą. Od zawsze byłyśmy podobne z wyglądu, różne z charakteru.
 Po jej prawej stronie usiadł Dawid, nasz przyrodni brat. Wysoki, wysportowany brunet z orzechowymi oczami. Ubrany był w sportową koszulkę naszej szkoły oraz w markowe jeansy. Nigdy go nie potrafiłam rozgryźć. Często dawał mi do zrozumienia ze jest po stronie Hanny, ale czasami był nadopiekuńczy w stosunku do mnie. Jakby się bał ze te szkło, w które wali pięściami w końcu mogłoby pęknąć na milion kawałków, z których nie odnalazłby tego właściwego.
 W końcu zjawiły się też Willow i Ewa. Ubrane w piżamy. Jako ze były dopiero w pierwszej klasie szkoły gimnazjalnej mogły sobie pospać dłużej, ponieważ miały an popołudnie. Willow na samym początku pierwszego roku w nowej szkole pofarbowała włosy na czerwono. Nie pasowały jednak do jej twarzy, lecz ona się tym nie przejęła, jak się na coś uparła to nic nie dało się zrobić żeby wybić jej to z głowy. Ewa też chciała pofarbować włosy, ale ponieważ miała dopiero jedenaście lat to Dorota nie zgodziła się na to. Ewa zawsze próbowała upodobnić się do Will. Nie potrafiła zrozumieć ze jest w czymś lepsza lub gorsza od niej. Na przykład zdała wszystkie egzaminy, ( chociaż miała problemy z językiem Niemieckim), jakie dali jej specjaliści od spraw dzieci wybitnie uzdolnionych. Właśnie dzięki ich pomocy Ewa mogła iść kilka klas wyżej. Obie miały podobny kolor oczów, co Dawid. Tak samą lekko ciemniejszą cerę od mojej.
 Dzielą ze sobą wspólny pokój. Ewy cześć pokoju znajdująca się po lewej stronie była cała w plakaty Mang i Anime. Ma mnóstwo komiksów i Przytulanek. Dzięki czemu jej strona wydaje się rózowo-biała. Natomiast, Willow prawa część pokoju była zielona. Pełno było w niej żab. Jedyny inny element stanowiła ściana, na której widniały jakby 5 kul. Każda w innym kolorze.
Strasznie guzdrałam się z wyjściem z domu. Dorota uważała ze powinnam zjeść rybę, która zrobiła na śniadanie, lecz ja nie lubiłam ryb. Przeleciałam kilka alejek oraz park żeby szybko dostać się do szkoły. Jak się okazało, kiedy dotarłam w końcu do niej, miałam już spóźnienie dziesięcio minutowe. Dotarłam na najwyższe piętro szkoły odkryłam ze drzwi od sali są zamknięte. Zeszłam już spokojniej na dolny hol gdzie zwykle wisiał plan zajęć każdej klasy oraz informacje i zastępstwa. Sprawdzając zastępstwa o mało nie padłam na podłogę. Ponieważ na planie widniało, że w zastępstwie za panią od geografii miałam z nauczycielka Wf-u. Nie cierpiałam wychowania fizycznego, ponieważ nauczycielka to istna tyranka. Niechętnie pomaszerowałam na sale gimnastyczną gdzie moja klasa właśnie przebywała.
 Kiedy weszłam na sale od razu poczułam pot. Chłopaki z najstarszych klas mieli właśnie wf. Biegali za piłką próbując odebrać ją drużynie przeciwnej i wbić gool własnej. Obok nich była rozstawiona siatka do siatkówki, a koło niej rozgrzewały się dziewczyny z mojej klasy. Gdy tylko się zbliżyła wszystkie skierowały wzrok na mnie. Stojąca koło nich nauczycielka wychowania fizycznego widząc ze moja klasa przestała ćwiczyć odwróciła się do mnie.
- proszę, proszę, kogo my tu mamy?. Znowu spóźniona? Chcesz chyba pobić nowy rekord w szkole- Mówiąc to czuć było ironie w jej głosie. Zamiast dać od razu kluczyki od szatni wolała trochę zabawić się czyimś kosztem. Dziwne było jak potrafiła w mnie tyrać a zaraz uwielbiać wyniki sportowe Hanny, dzięki którym nasza szkoła wygrywała w zawodach siatkarskich i chearliderskich. Z czego miała nasza nauczycielka miała sporo wynagrodzeń.- Czy ja mam ci podliczyć spóźnienia? Było by ich więcej niż naszych planowych lekcji
- Ale to niemożliwe- wyrwało mi się i od razu tego pożałowałam, rozdrażniłam ja jeszcze bardziej.
-Niemożliwe? To gratulacje osiągnęłaś to o czym większość ludzi tylko może sobie pomarzyć-Jej wypowiedz była tak sarkastyczna i głośna że przyciągnęła uwagę wszystkich znajdujących się na Sali. Wykorzystując ta sytuacje i nie przejmując się innymi nauczycielami postanowiła mnie upokorzyć do reszty.- Pogratulujcie waszej koleżance Natashy Connors bo właśnie dokonała niemożliwego. Może czas byś pokazała nam jak to robisz poprawiając wszystkie oceny z mojego przedmiotu?.
 Oczy mnie zapiekły. Chciała jeszcze coś powiedzieć widziałam to po niej, lecz na szczęście powstrzymali ja w końcu inni nauczyciele.
Praktykantka dała mi kluczyki do szatni damskiej. W jej oczach widziałam troskę ponieważ i jej już dała w kość, a dopiero była tu tydzień. Zaczęłam się wycofywać z sali gimnastycznej. Odprowadzały mnie do drzwi setki par oczu i ciche śmiechy. W końcu z tego piekła i skierowała się do szatni żeby się przebrać. Starałam się wsunąć klucz do zamka lecz łzy spływające już po policzkach zamazywały mi pole widzenia i wszystko było rozmyte. Nie pomagał też fakt ze byłam wściekła. Po jakiś pięciu minutach ktoś złapał mnie za rękę i otworzył drzwi. Weszłam do środka a moja najlepsza przyjaciółka objęła mnie i powiedziała żebym się wypłakała. Kiedy się uspokoiłam podała mi wodę mineralną. Przebrałyśmy się w ciszy. Nie musiałam jej nic mówić żeby się domyśliła co się stało.
 Ramona miała okrągłą twarz którą zwykle zasłaniały olbrzymie okulary tak zwane Muchy, przez które było widać jej niesamowite szare oczy. Jej głowę okalały brązowe loczki do szyi. Miała lekką nadwagę.
 Nie mogłyśmy siedzieć w szatni całe dwie godziny, więc niechętnie weszłyśmy na salę. Trenerka czekała przy drzwiach. Kazała nam się rozgrzać przez dziesięć minut. A następnie odesłała Ramonę do jednej z drużyn na boisku do siatki, ja natomiast musiałam zaliczać wszystko co robiliśmy od początku semestru. Kiedy oddaliłyśmy się od reszty żeby zaliczyć rzut piłką lekarską, odezwała się.
- Nie życzę sobie takiego zachowania. Jeszcze dziś zadzwonię do twojej mamy żeby przyszła do szkoły. Twoje zachowanie jest niedopuszczalne. Nie dość ze się ciągłe spóźniasz to jeszcze raczysz też nie chodzić na wf. Co ty myślisz że nie wiem Kidy siedzisz w jakimś koncie w szkole i się chowasz?
- To nie jest moja matka!- Krzyknęłam tak ze pół Sali usłyszało mnie. Może sobie mówić o mnie co chce ale nigdy nie pozwolę jej nazywać Doroty moja mamą.
-Jak ty się do mnie odzywasz! Nie będę tego znosić. Marsz do dyrektora!.
-świetnie wole siedzieć tam niż tu z taką tyranką- nie chciałam tego powiedzieć na głos ale jakoś tak to wyszło. Jej niebieskie oczy wyglądały jak kawałki lodu które nie zamierzają stopnieć.
- Ty wredna suko! Co ty sobie myślisz…, nie dokończyła ponieważ nauczyciel wf starszy pan Szeringman zjawił się koło niej i spiorunował ją wzrokiem.
-Dość tego, nie mam zamiaru słychać kłótni małolaty z kimś kto powinien być dla niej wzorem do naśladowania. Ty-wskazał na mnie- dołącz do drużyny siatkarskiej Lexi. A ty Aleksandro Idź ochłoń. Przypilnuje twojej klasy. Odeszłam spokojnie, za sobą jeszcze usłyszałam parę zdań nauczycieli a następnie trzask drzwi. Reszta zastępstwa minęła spokojnie. Moja nauczycielka wf nie zjawiła się już na Sali, kiedy ja tam byłam.

 Po wychowaniu fizycznym przyszedł czas na lekcje biologii. Usiadłyśmy z Ramoną na swoich stałych miejscach przy biurku nauczycielki. Na większości siedziałyśmy z daleka, ale nie na tej i na lekcji geografii, które prowadziła pani Nowak. Lubiłam jej sposób prowadzenia lekcji. Starała się wszystko nam wytłumaczyć bardzo dokładnie a zarazem prosto. Kiedy kiedyś poprosiła dyrektora o szkielet ludzki i zwierzęcy żeby pokazywać nam gdzie, co jest, szkoła odmówiła, ponieważ miała za mało środków. Ona jednak tak się uparła ze zorganizowała na festynie szkoły tyle ciekawych atrakcji, że starczyło jej na wyposażenie Sali biologiczno geograficznej w całkiem dobrzy sprzęt. Natomiast zajęcia z aerobiku, co wymyśliła moja nauczycielka wf okazały się mało dochodowe.

Pani Nowak weszła radośnie do klasy. Odwróciła się do nas i zakomunikowała.
-Witam, mam dla was komunikat od pana dyrektora. Wszyscy uczniowie mają się zgłosić do sekretariatu po arkusze dotyczące wyjścia do kina w ten czwartek. Dzięki projektowi, w jakim uczestniczy szkoła wszyscy idziemy na nową odsłonę cudownego dzieła „Romeo i Julia”
            Pani Beka Nowak była romantyczką. Jej ulubioną książką była właśnie „Romeo i Julia”, gdyby chciała mogłaby nam ją opowiedzieć z najdrobniejszymi szczegółami. Popularne osoby z mojej klasy jak i te mniej zaczęły narzekać, ponieważ większość oglądała już starszą wersje tego filmu.
            Po dzwonku wszyscy zeszli do sekretariatu. Kolejka prowadziła przez pół korytarza, a uczniów jeszcze przybywało. Każdy zaczą się przepychać i w ten sposób zapanował totalny chaos. Nagle przede mną wyrosła Hannah z Dawidem oraz grupką wielbicieli. Stanęła sobie jakby nigdy nic i zamachnęła włosami tak, że walnęły mnie w twarz. Nie obchodziło mnie ile razy dziennie zmieniała ułożenie włosów, ale tego ze się wepchnęła nie mogłam jej darować.
-Wiesz Hannah, kolejka dla popularnych suk jest po drugiej stronie globu.-Raczej jestem spokojną osobą, ale do niektórych nie mam cierpliwości.
-Myślałam, że takie cioty jak ty stoją na końcu, a tu proszę, znalazła się przybłęda.
-Powinnaś skończyć na słowie myślałam, bo przecież nie używasz tej części ciała tylko tej innej. Ile bierzesz za jedne numerek?- Jak tylko wypowiedziałam ostatnie słowo zostałam przez kogoś pchnięta do tyłu. Kiedy uderzyłam o przeciwległą ścianę, kwiat stojący blisko się zachwiał i przewrócił na inna popularna, chodź mniej dziewczynę z pierwszej klasy.
- Ty szmato!- Odezwała się blond piękność.
- to nie była moja wina, tylko- Próbowałam wytłumaczyć jej, ale to i tak nic nie dało.
-Nic mnie to nie obchodzi! Czy wiesz, od kogo była ta sukienka? No jasne, że nie. Takie monstra jak ty noszą ciuchy z lumpeksu!- Cały korytarz śmiał się ze mnie. Wstałam, zaczęłam biec, byle jak najdalej od Hanny, od uczniów, szkoły oraz Or reszty świata. Biegłam na oślep, ponieważ widok zasłaniały mi łzy.
                Kiedy dotarłam na cmentarz byłam cała mokra od własnych łez. Oczy zaczerwieniły się i spuchły. Kupiłam fioletowy znicz, taki, co zawsze z białą lilia w środku. Ruszyłam tą samą droga, co zawsze wzdłuż nagrobków. Na środku cmentarza znalazłam w końcu ten wyjątkowy grub, do którego szłam.